Projektowanie herbów i innych symboli samorządowych — kontakt:
Spis treści
Czy można w Poznaniu zobaczyć na własne oczy królewską koronę? TAK! Albowiem w Galerii Atanazego Biblioteki Raczyńskich przy placu Wolności ma miejsce wystawa pt. Korona i księgi, na której, poza zabytkowymi woluminami z księgozbiorów królewskich, zaprezentowana została także replika korony koronacyjnej królów polskich — nieszczęśnie określana «Koroną Chrobrego».
Oryginalna korona, którą w roku 1025 koronowano Bolesława Chrobrego oraz prawdopodobnie także jego syna Mieszka II, zniknęła w pomroce dziejów. Historia obarcza za to winą żonę Mieszka II — królową Rychezę, która po detronizacji męża wywiozła polskie regalia na dwór niemieckiego cesarza Konrada II.
Koronę Bolesława Szczodrego, która posłużyła koronacji Przemysła II w roku 1295 oraz Wacława II w roku 1300, ten ostatni wywiózł był do Pragi, gdzie też „zaginęła”. W roku 1320 wykonano dla Władysława Łokietka nową koronę. Szczęśliwie, zanim zrabował ją król Prus w 1795 roku, została utrwalona na obrazach z XVIII wieku.
To właśnie na portrecie Stanisława Augusta autorstwa Marcello Bacciarellego oraz imaginacyjnym wizerunku Bolesława Chrobrego wykonanym przez Krzysztofa Józefa Wernera, głowy władców zwieńczone zostały tradycyjnym insygnium koronacyjnym królów polskich, zwanym Koroną pierwszą, originalis sive privilegiata — a tak naprawdę koroną Władysława Łokietka.
Korona Łokietka — Bolesław Chrobry, M. Bacciarelli 1768 | Stanisław August Poniatowski, K. J. Wener 1764 © Zamek Królewski w Warszawie
Obrazy te na dobre utrwaliły nieszczęsne przekonanie — wywiedzione w okresie staropolskim z przekazów Długosza — iż korona owa była tą samą, którą w roku 1000 na Zjeździe Gnieźnieńskim ówczesny cesarz Otton III włożył na skronie Bolesława Chrobrego, i którą koronowano kolejnych władców.
Próbę odtworzenia korony zniszczonej przez Prusaków podjęto w 2003 roku na podstawie zapisów z lustracji Skarbca Koronnego na Wawelu z XVII i XVIII wieku oraz obrazu portretowego Stanisława Augusta Poniatowskiego i rysunków inwentaryzacyjnych, wykonanych przez jego nadwornego malarza Krzysztofa Wernera.
Do wykonania repliki użyto 60 dekagramów złota oraz srebra, 11 rubinów syntetycznych, 88 szmaragdów, szafirów i granatów o średnicy 12-26 mm, 56 kamieni o średnicy 25 mm, 184 kamienie o średnicy 4-5 mm, 80 pereł oraz pół metra jedwabnego aksamitu w kolorze królewskiej purpury.*
Warto jednak dodać, że umieszczona na dwóch krzyżujących się kabłąkach sfera z krzyżem, wieńcząca współcześnie wykonaną replikę korony, dorobiona została najprawdopodobniej w XVI wieku. Nie wszystkim jest bowiem wiadome, że oryginalna korona Władysława Łokietka nie była koroną zamkniętą (corona clausa), lecz otwartą (corona aperta).
Wystawa w Bibliotece Raczyńskich trwać będzie do 30 maja — od poniedziałku do piątku w godzinach od 12:00 do 20:00.
POST SCRITPUM:
Przy tej okazji pozwolę sobie zgłosić postulat, aby środowisko naukowe historyków wprowadziło w literaturze przedmiotu stosowną korektę i zamiast powielać błędne określenia «Korona Chrobrego» lub też «tzw. Korona Chrobrego», przywrócono koronie koronacyjnej królów polskich przynależny jej tytuł: Corona privilegiata, czyli Korona uprzywilejowana — ewentualnie Korona Łokietka z późn. zm. :)
Po przeprowadzonym „monitoringu” ministerialnych objawów świętowania Dnia Flagi pozwoliłem sobie — wiedziony ciekawością — rzucić okiem w przestrzeń internetu na okoliczność powszechnego onegdaj „bałamuctwa”. Doroczne obchody świąt majowych były niestety okazją do powielania pewnej konfabulacji, związanej z historią polskich barw narodowych. Do stałego repertuaru należała następująca wzmianka:
Barwy biała i czerwona zostały uznane za narodowe po raz pierwszy 3 maja 1792. Podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Ustawy Rządowej damy wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – Białego Orła na czerwonej tarczy herbowej.
Szybki przegląd treści zamieszczonych w internecie w ostatnim tygodniu ujawnił parę miejsc, w których nadal pokutują duchy „dam w białych sukniach przepasanych czerwonymi wstęgami”. I tak przykładowo już 29 kwietnia w internetowym wydaniu gazety FAKT pojawił się artykuł o Dniu Flagi. Redaktor Piotr Wierzbicki tak wyjaśnił w nim pochodzenie „naszej flagi”:
Barwy biała i czerwona zostały uznane za narodowe po raz pierwszy 3 maja 1792 r. Podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Ustawy Rządowej damy wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – białego orła na czerwonej tarczy herbowej. Chorągwie z tak przedstawionym orłem były używane już w średniowieczu.
Na internetowym portalu Telewizji Polskiej S.A. w likwidacji dziennikarz Rafał Sroczyński zaserwował informację, iż:
Także podczas walk o utrzymanie niepodległości posługiwano się wspomnianymi kolorami oraz oznaczeniami, a barwy biała i czerwona zostały oficjalnie i prawnie po raz pierwszy uznane za kolor narodu polskiego 3 maja 1792 roku. Na obchodach pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja damy wystąpiły w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie biało-czerwone szarfy.
Podobną treść zawierały artykuły zamieszczone 2 maja na portalu miesięcznika DoRzeczy. W artykule opracowanym przez Annę Szczepańską o polskiej fladze oraz redakcyjnym tekście z przesłaniem od Prezydenta RP „damy” stały się „kobietami":
Biało-czerwone barwy jako symbol wszystkich Polaków pojawiły się po raz pierwszy 3 maja 1792 roku w czasie obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. Kobiety ubrały wówczas białe suknie i przepasały się czerwonymi szarfami, a mężczyźni założyli biało-czerwone szarfy.
Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej — TVP — tvp.pl | DoRzeczy — Historia 02.05.2025
Do pełni oglądu sprawy dodam, że poza cywilami także wojskowi przywołali ów charakterystycznie brzmiący passus na Facebook'owym profilu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego:
3 maja 1792 r. podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, damy wystąpiły w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli biało-czerwone szarfy. Była to manifestacja barw narodowych, nawiązująca do heraldyki Królestwa Polskiego – białego orła na czerwonym tle.
Niestety dodatkowo, poza błędną informacją o barwach uroczystości zorganizowanej w 1792 roku, przytoczono nieprecyzyjnie treść aktów prawnych dotyczących wizerunku polskiej flagi oraz jej barwy:
1 sierpnia 1919 r. Sejm Ustawodawczy odrodzonej Polski uchwalił ustawę, w której określono wygląd flagi: dwa poziome pasy – górny biały, dolny czerwony.
31 stycznia 1980 r. ustawa precyzowała odcień czerwieni jako cynober oraz określała proporcje flagi na 5:8.
Trzeba bowiem zaznaczyć, że ustawa o godle i barwach Rzeczypospolitej Polskiej z 1 sierpnia 1919 roku nie określała tak wyglądu flagi, lecz definiowała w ten sposób barwy narodowe:
Za barwy Rzeczypospolitej Polskiej uznaje się kolory biały i czerwony, w podłużnych pasach, równoległych, z których górny — biały, dolny zaś — czerwony.
Podobnie błędne jest wskazanie, iż to ustawa z roku 1980 precyzowała czerwień jako cynober. Odcień cynobru dla czerwieni w barwach państwowych wprowadziło bowiem już rozporządzenie Prezydenta RP z roku 1927. Załącznik graficzny do ustawy z roku 1980 zawierał natomiast wzorzec odtworzenia barw Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oparty o współrzędne trójchromatyczne według wzoru CIELUV.
Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej — Sztab Generalny WP, Facebook 02.05.2025
Wróćmy jednak do naszych „dam przepasanych czerwonymi wstęgami” oraz „panów z biało-czerwonymi szarfami”. Źródłem informacji szerzonej przez lata w mediach była — i jest niestety nadal — Wikipedia. Zamieszczone w niej artykuły Flaga Polski, Barwy Polski, a także Kokarda Narodowa, udostępniają następującą treść:
Podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Ustawy Rządowej damy wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – białego orła na czerwonej tarczy herbowej.
Redaktorzy Wikipedii zamieścili co prawda przypis ze wskazaniem źródła, jednak opracowana treść nie była zawierała oryginalnego cytatu. Stanowi ona bowiem przeróbkę tekstu opublikowanego w książce Insygnia, symbole i herby polskie autorstwa Alfreda Znamierowskiego (2003). We wskazanej publikacji nie ma bowiem tak brzmiącego „nawiązania” do heraldyki Królestwa Polskiego:
Z heraldycznego punktu widzenia barwami polskimi była jednak biel orła i czerwień tarczy herbowej. Barwy te pojawiły się po raz pierwszy w charakterze barw narodowych w 1792 roku podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Damy wystąpiły w białych sukniach przepasanych czerwonymi szarfami, a panowie nałożyli szarfy biało-czerwone.
Przekaz o przystrojeniu się szarfami czerwonymi przez damy i biało-czerwonymi przez panów został powtórzony — nawet dwukrotnie — w kolejnej książce Alfreda Znamierowskiego — Orzeł Biały. Znak państwa i narodu (2016):
1792 | w dniu 3 maja na uroczystościach w pierwszą rocznicę uchwalenia Konstytucji po raz pierwszy oficjalnie pojawiają się barwy biało-czerwone jako barwy narodowe; panie wystąpiły w białych sukniach z czerwonymi szarfami, a panowie włożyli biało-czerwone szarfy. (s. 9)
Polskie chorągwie królewskie miały zawsze barwy herbu Orzeł Biały, czyli białą i czerwoną. Jednakże w charakterze barw narodowych biel i czerwień użyto oficjalnie po raz pierwszy dopiero 3 maja 1792 roku w Warszawie — na uroczystościach w I. rocznicę uchwalenia Konstytucji. Panie wystąpiły wtedy w białych sukniach z czerwonymi szarfami, a panowie włożyli szarfy biało-czerwone. (s. 44)
Insygnia, symbole i herby Polskie 2003 I Orzeł Biały 2016 I Godło, barwy i hymn Rzeczypospolitej 1963
Niestety Alfred Znamierowski w żadnej z tych publikacji nie podał źródła, z którego zaczerpnął ową informację. Nie wydaje się to jednak przypadkowe, gdyż treść pierwotna w znaczącym szczególe różni się od przezeń podanej. W moim przekonaniu nosi to znamiona swoistej konfabulacji. Nieujawnionym źródłem była publikacja Godło, barwy i hymn Rzeczypospolitej Polskiej (Russocki, Kuczyński, Willaume 1963):
Po raz pierwszy na szerszą skalę biel i czerwień pojawiły się w Warszawie w obchodzie pierwszej rocznicy uchwalenia konstytucji majowej, 3 maja 1792 r. Program obchodu zawczasu upraszał damy o wystąpienie w strojach białych z czerwonym, do czego warszawianki zastosowały się tak gorliwie, że już na kilka dni wcześniej nie można było dostać pąsowej wstążki. Na uroczystości w kościele Świętego Krzyża wystąpili „oficerowie w szyszakach i z szarfami przepasanymi przez ramię... Ganek napełniły damy w białych sukniach z pąsowymi wstęgami i szarfami...”. Te same stroje widać było w teatrze na wieczornym przedstawieniu „Kazimierza Wielkiego” Niemcewicza.
Autorzy książki dochowali rzetelności redakcyjnej, wskazując źródło zamieszczonego w niej opisu przebiegu uroczystości w dniu 3 maja 1792 roku. Była nim informacja dzienna opublikowana w Gazecie Narodowej i Obcej z 5 maja 1792 roku:
Dzień trzeci maja, uroczystość imienin Nayjaś: Pana i rocznica ustawy rządowey, obchodzony był z tą wspaniałością i z tym radosnym przejęciem, jakie w sercach Polaków wdzięczność i pamiątka szczęśliwego ich powstania wzbudzać mogły. O godzinie siodmey rano, korpusa woyskowe mieysca swoje zaieły: nayprzód od zamku kawalerya narodowa, daley krakowskim przedmieściem stał regiment gwardyi pieszey koronney, w nowych mundurach, oficerowie w szyszakach, i z szarfami przepasanemi przez ramię […]
Senat w sukniach orderu S. Stanisława, posłowie i delegowani od województw w mundurach wojewódzkich, plenipotenci miast wolnych, kommisarze magistratur rządowych, kommisya cywilno-woyskowa, sąd ziemiański, magistrat warszawski, sąd apellacyjny, urzędy cyrkułowe, zasiadły przeznaczone swe mieysca. W prezbyterium były oddzielone mieysca, iedno dla xiedza Nuncyusza i posłów zagranicznych, w drugim naprzeciw była xiężna Kurlandzka, i Jeymość posłowe cudzoziemskie, ganek napełniły damy w białych sukniach z ponsowymi wstęgami i szarfami, za niemi zaś arbitrowie licznie zebrani.
Jak widać ani we współczesnej publikacji, ani też w historycznej gazecie, nie ma słowa o użyciu biało-czerwonych szarf, mających stanowić nawiązanie do heraldyki Królestwa Polskiego.
Dzień 3 maja, uroczystość imienin Nayjaś: Pana i rocznica ustawy rządowey — Gazeta Narodowa i Obca, 5.05.1792 r., AGAD
Nie oznacza to oczywiście, że biel i czerwień nie istniały w świadomości ówczesnych obywateli Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako barwy heraldyczne Polski i Litwy. O narodowych kolorach stosowanych w duchu patriotyzmu wspomina Julian Ursyn Niemcewicz w swoich pamiętnikach (Pamiętniki czasów moich 1848):
Wszystkie loże napełnione damami; te przez patriotyzm umówiły się, by się pokazać w narodowych kolorach: ubrane więc były wszystkie w białym z ponsowym kolorem; te bowiem kolory są tłem herbu Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Widok ten był prawdziwie zachwycającym. (s. 167)
Przyznam jednak, że ten akurat passus jest w swoi brzmieniu nad podziw zbieżny z treścią uchwały Izb Sejmowych o Kokardzie Narodowej z roku 1831:
Kokardę Narodową stanowić będą kolory Herbu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, to iest: kolor biały z czerwonym.
Odnoszę wrażenie, iż Niemcewicz podczas spisywania wspomnień mógł mieć raczej w pamięci świeższe wydarzenia z powstania listopadowego, niż uroczystości z roku 1792 dużo odleglejsze w czasie. Stąd też mogło wynikać przywołanie tynktur herbowych, a nie barw Orderu Świętego Stanisława. Sam Niemcewicz miał zresztą świadomość, iż przeszłe wydarzenia mogą być przezeń mylnie przywołane:
Jakże nieporządnie zapisuję dawne wspomnienia moje? Czy można inaczej ze stępioną pamięcią, bez materiałów, nie widząc nikogo z równowiecznych ze mną, którzy by zdarzenia czy to przypomnieć, czy to sprostować pomogli.
Kwestię strojów osób zaproszonych na 3-majową uroczystość regulowały wytyczne ceremoniału. Posłom i delegatom zalecono założenie mundurów wojewódzkich w barwach odpowiednich dla ich ziem. Senatorowie oraz pozostali urzędnicy przywdziać mieli suknie orderowe przepasane czerwoną wstęgą. Damy zaś poproszono, aby wystąpiły w białych sukniach ozdobionych wstążkami i szarfami pąsowymi:
JJ. WW. Posłowie, i Delegowani raczą bydź wszyscy w Mundurach swoich respective Województw: — Senat zaś, i inni Urzędnicy nie Seymujący w Sukni Orderów Polskich z czerwoną wstęgą na wierzchu. — Jeymość Damy, raczą bydź w Sukniach białych z szarfami, i wstęgami ponsowemi.
Porządek Obrządku w dniu 3. Maja 1792 — Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie
O obecności dam w białych sukniach przepasanych czerwonymi szarfami wspomina także w swoich pamiętnikach ks. Jędrzej Kitowicz — naoczny świadek okolicznościowej ceremonii:
[…] orszaki tak świecki, jak duchowne doszły do owego placu kościołowi Opatrzności naznaczonego, występowały na boki na miejsca sobie naznaczone, formując wielki cyrkuł w koło placu wyżej wspomnianego, w którym cyrkule drugi mniejszy, placu bliższy, zrobili z siebie księża kollegiaty, kanonicy, Prałaci i Biskupi, Senatorowie, Posłowie i Damy; a te z przepisu ceremoniału były w białych sukniach, z czerwonemi wstęgami na głowach, i takiego koloru szarfami przepasane. (s. 257)
Na podstawie zapisów Porządku Obrządku w dniu 3. maja roku 1792 można zatem stwierdzić jednoznacznie, iż barwy użyte dla uświetnienia pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja nie miały nic wspólnego z heraldyką Królestwa Polskiego. Dodatkowo należy podkreślić, że żadne z przywołanych historycznych źródeł nie wspomina o „biało-czerwonych szarfach”.
Rocznicowa uroczystość w dniu 3 maja 1792 roku zorganizowana została zgodnie z Deklaracją Stanów Zgromadzonych z 1791 roku na okoliczność „dopełnienia przyrzeczonego Votum przez założenie pierwszego Kamienia na Kościół Najwyższej Opatrzności” za uchwaloną Konstytucję. Aktu wmurowania kamienia węgielnego dokonać miał własnoręcznie król Stanisław August Poniatowski.
Zgodnie z wolą króla patronem uroczystości był św. Stanisław biskup i męczennik — patron Królestwa Polskiego — co wymagało uzyskania zgody papieża na przeniesienie święta kościelnego z dnia 8 na 3 maja. Dlatego też barwą ceremonialną był kolor czerwony. Wynikało to z nie tyle koloru obowiązującego w kościelnej liturgii ku czci męczenników, ale przede wszystkim z barw Orderu Świętego Stanisława.
Barwą wstęgi był kolor czerwony o specyficznym odcieniu. Był to pąs, czyli czerwień „makowa” — od francuskiej nazwy maka polnego (ponceau / poinceau). Kawalerowie orderu nosili ją na białej sukni orderowej przewieszoną z prawego ramienia na lewy bok. Należy zaznaczyć, że wstęga orderowa była w całości pąsowa z białymi dodatkami wzdłuż brzegów, nie zaś biało-czerwona.
Jerzy Skarżyński — Muzeum Narodowe w Poznaniu | Jan Stokowski — Muzeum Książąt Lubomirskich, Ossolineum
Dlatego też uznaję za konfabulację twierdzenie, iż podczas uroczystości w dniu 3 maja 1792 roku „panowie nałożyli biało-czerwone szarfy”. Nadużyciem jest też teza o nawiązaniu do heraldyki Królestwa Polskiego. O ile bowiem można mówić o użyciu barwy białej i czerwonej podczas obchodów rocznicowych w 1792 roku to trzeba mieć na uwadze, że:
uroczystość miała charakter religijnego wotum i była obchodzona pod patronatem św. Stanisława;
dominującą barwą był kolor wstęgi orderowej Orderu Świętego Stanisława w jej specyficznym odcieniu — pąsowym.
Niestety za sprawą Wikipedii „cytat” z publikacji Alfreda Znamierowskiego został spopularyzowany. Tak to już jednak jest, że Wikipedia jako źródło „pierwszego kontaktu” oferuje szybszy dostęp, aniżeli niszowe periodyki specjalistyczne. A jeśli dodać siłę oddziaływania medialnych tub to zasięg rażenia nierzetelnych treści jest ogromny. Przykładem są skutki artykułu o rzekomym plagiacie w polskim godle.
W roku 2019 roku, przy okazji artykułu o inicjatywie powołania do życia Muzeum Barw Narodowych (Uratować dom Walentego Zwierkowskiego, twórcy polskiej flagi) podjętej przez Leszka Rodziewicza, redaktor dziennika «Rzeczpospolita» Wiktor Ferfecki zahaczył także piórem o okoliczności genezy polskich barw narodowych:
Czy Zwierkowskiego można uznać za twórcę polskich barw, a więc i flagi? Niektórzy badacze wskazują inną genezę barw narodowych: uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod Świątynię Opatrzności Bożej w rok po uchwaleniu konstytucji majowej. Z regulaminu uroczystości wynikało, że mężczyźni i kobiety mieli wystąpić w białych strojach z pąsem. Na publikacje o tej treści zwraca uwagę historyk z Uniwersytetu Łódzkiego prof. Marek Adamczewski i jednocześnie wskazuje na przekonujący wywód badacza Aleksandra Bąka, że w regulaminie była zapewne mowa o mundurach Orderu św. Stanisława, którego wstęga była biała z pąsem.
Pozwolę sobie stwierdzić z przekąsem, że wstęga Orderu Świętego Stanisława jako żywo nie była „biała z pąsem”. Niestety pisanie artykułów prasowych pod presją ograniczonej ilości znaków w szpalcie niejednokrotnie sprawia, że zawarte w nich treści bywają — bardzo delikatnie ujmując — przysłowiowym pomieszaniem z poplątaniem.
Przede wszystkim jednak z treści przywołanego artykułu «Rzeczpospolitej» nie wynika jednoznacznie, iż publikacje mojego autorstwa — wskazane przez historyka prof. Marka Adamczewskiego — stanowiły zaprzeczenie tezy Alfreda Znamierowskiego o użyciu biało-czerwonych szarf podczas trzeciomajowych uroczystości w roku 1792.
Uratować dom Walentego Zwierkowskiego, twórcy polskiej flagi — Wiktor Ferfecki, Rzeczpospolita, 20.10.2019
Podsumowując powtórzę zatem, iż wskazane przeze mnie źródła dowodzą nieprawdziwości tezy o nawiązaniu do barw heraldyki Królestwa Polskiego podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Główną barwą ceremonialną uroczystości przeprowadzonych pod patronatem św. Stanisława była barwa wstęgi orderowej Orderu Świętego Stanisława — czerwień pąsowa.
Rzetelnie kwestię badawczą przywołał prof. Marek Adamczewski w swoim artykule Karmazynowa... jak puchar wina, biała jak śnieżna lawina (Rocznik Polskiego Towarzystwa Heraldycznego 2020):
Uwagi o związku strojów uczestników uroczystości z 3 V 1792 r. z orderami, a nie z polskimi barwami krajowymi w sensie ścisłym zostały sformułowane przez Aleksandra Bąka, ale jak dotąd nie zostały zauważone. W piśmiennictwie dalej narodziny polskich barw narodowych łączone są z wydarzeniami z maja 1792 r.
6 kwietnia 1990 roku posłowie „sejmu kontraktowego” przywrócili obywatelom Rzeczypospolitej Polskiej Święto Narodowe Trzeciego Maja.* Świętowanie 3 Maja jako dnia wolnego od pracy zostało przywrócone, gdyż święto ustanowione pierwotnie w roku 1919 ** zostało zniesione przez komunistyczne władze PRL w roku 1951, na mocy Ustawy o dnach wolnych od pracy.***
Zgodnie z treścią ówczesnej ustawy rocznicę Konstytucji 3 Maja obchodzić miano wieczyście: «Dzień trzeci maja, jako rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy.» Jednak „wieczystość” obchodów narodowego święta trwała tylko 20 lat. Przerwał ją wybuch wojny, a później przejęcie władzy w Polsce przez komunistów. Jedynym uznawanym urzędowo majowym świętem państwowym miał bowiem stać się dzień 1 maja.
Obchody 3 Maja miały zostać sprowadzone jedynie do zamkniętych akademii, seansów filmowych lub zawodów sportowych:
Nasze ogólnonarodowe tradycje, tradycje konstytucji 3 Maja, tradycje Kościuszki, Kołłątaja, Bartosza Głowackiego, Kilińskiego — dziś, w roku 1945 ściśle połączymy i zespolimy z tradycjami polskich robotników, mas pracujących, które zrodziły się w walce ich z reakcją, z imperializmem, z faszyzmem w tradycji ich walki na czele narodu przeciw najgorszemu wrogowi ludzkości, hitlerowskiej tyranii, walki, która nas prowadzi do jednego szeregu z walczącymi narodami świata, z narodami Związku Radzieckiego w pierwszym rzędzie.****
Instrukcja w sprawie 3-go Maja, KC PPR, Warszawa kwiecień 1945 r. © Archiwum Państwowe w Łodzi
W 1946 roku „przechrzczono” Święto 3 Maja na Święto Oświaty, a Ministerstwo Propagandy zakazało organizacji pochodów. Krakowska manifestacja organizacji studenckich, młodzieżowych i harcerskich została spacyfikowana przez MO, UB i KBW. Doprowadziło to do strajków studenckich we wszystkich ośrodkach akademickich w kraju. Oficjalnie święto zniesione zostało w 1951 roku ustawą o dniach wolnych od pracy.
Przez kolejne 30 lat „komuny” święto obchodzone było tylko w ramach uroczystości kościelnych, a wszelkie publiczne demonstracje poddawano represjom. Dotykały one nie tylko osób uczestniczących w zgromadzeniach, ale także wywieszających w tym dniu flagi narodowe — flagi pozostawione po 1 maja były z administracyjnego nakazu usuwane. Od 1981 roku władze PRL zaczęły organizować „oficjalne” obchody.
Niezależne obchody rocznicy Konstytucji 3 Maja stanowiły w latach stanu wojennego formę obywatelskiego protestu, a publiczne manifestacje były brutalnie pacyfikowane. Dziś „starsi panowie” o na wskroś czerwonym rodowodzie, uznając iż siwizna wystarczająco ich wybieliła, pieją peany o 3 Majowym „pragnieniu wolności, jakie zawsze drzemało w polskim narodzie, nie dając się zniszczyć często niesprzyjającym wiatrom historii”.
Święto Konstytucji 3 Maja — Leszek Miller, platforma X, 03.05.2022
W swoim czasie — czyli z grubsza 14 lat temu — na portalu jakiznaktwoj.pl zainicjowałem monitoring na okoliczność użytkowania w przestrzeni publicznej ustawowego wzoru godła Rzeczypospolitej Polskiej, w tym na oficjalnych stron internetowych urzędów administracji rządowej. Były to bowiem czasy, gdy z winiet znikał wizerunek orła zastępowany resortowymi logotypami (patrz: Monitoring 2011-2015).
Ponieważ „czasy się zmieniają”, a dawni abnegaci patriotyzmu doznali w ostatnim czasie iście „nacjonalistycznego” wzmożenia, pozwoliłem sobie przy okazji tegorocznych obchodów Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej ponownie rzucić okiem na rządowe portale oraz profile prowadzone przez nie w mediach społecznościowych.
Jak się okazało, na 19 ministerstw (plus Kancelaria Premiera) 6 ministerstw nie zauważyło Dnia Flagi. Były to ministerstwa Aktywów Państwowych, Cyfryzacji, Finansów, Infrastruktury, Klimatu i Środowiska, Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Sprawiedliwości. Może się mylę, ale mam wrażenie, że brak oznak świętowania jest ściśle związany z osobą ministra lub też ministry.
Swoistym ewenementem jest Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, które miast świątecznego anonsu zamieściło infografikę z powiadomieniem o zamknięciu urzędu w dniu 2 maja. Natomiast Ministerstwo Spraw Zagranicznych, jako że nie używa Facebook'a, zamieściło na platformie X (d. Twitter) orędzie ministra Sikorskiego do Rodaków z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą.
Dla porządku zamieszczam także okazjonalne wpisy, umieszczone na oficjalnych profilach na Facebook'u przez kancelarie Prezydenta, Sejmu oraz Senatu.
Na koniec muszę z przykrością odnotować, iż Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zamieszczając na swojej stronie internetowej okazjonalną notkę o historii polskiej flagi, powieliło błędną informację o pierwszym publicznym i powszechnym wyrazie uznania dla symboliki barw biało-czerwonych — jako wywiedzionych z herbu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego — podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Do tematu powrócę.
Zwykle przy okazji dorocznych obchodów Dnia Flagi pozwalałem sobie na piętnowanie powielanego przez media «bałamuctwa» dotyczącego historii polskich barw narodowych — patrz: Co pokutuje w majówkowych mediach? (Aktualności 2023-1). Tym razem odniosę się do kwestii związanej z formalnym pojęciem «flagi państwowej» oraz specyficznych skutków wynikających z zapisów prawa.
Na mocy wprowadzonej w roku 2004 nowelizacji Ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej ustanowiony został nie tylko Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, ale wprowadzono także literalny zapis zezwalający obywatelom Polski cieszyć się nieskrępowanym prawem do używania biało-czerwonych barw w przestrzeni publicznej. Zgodnie z treścią zmienionego artykułu 5 od ponad 20 lat:
Każdy ma prawo używać barw Rzeczypospolitej Polskiej, w szczególności w celu podkreślenia znaczenia uroczystości, świąt lub innych wydarzeń, z uwzględnieniem art. 1 ust. 2.*
Przypomnijmy, że barwy to nie to samo, co flaga. Barwami Rzeczypospolitej Polskiej są „kolory biały i czerwony, ułożone w dwóch poziomych, równoległych pasach tej samej szerokości — górny jest koloru białego, a dolny koloru czerwonego”. Warto także pamiętać, iż „w układzie pionowym kolor biały umieszcza się po lewej stronie płaszczyzny oglądanej z przodu”. Proporcje nośnika barw nie są określone, natomiast flaga państwowa ma ściśle określone proporcje 5:8.
Flaga państwowa RP | Flaga państwowa z godłem RP — Załącznik nr 3 do ustawy o godle, barwach i hymnie RP © Kancelaria Sejmu
O ile znajomość różnicy między barwami a flagą państwową jest na ogół powszechna to już praktyka użytkowania tej ostatniej świadczy o braku umiejętności rozróżniania między flagą państwową, a flagą państwową z godłem, przysługującą jedynie podmiotom wskazanym w ustawie. Dodatkowo mam wrażenie, iż ustanowione przepisy „technicznie” ograniczyły nieskrępowane użytkowanie flagi państwowej.
Nomenklatura weksylologiczna definiuje ogólnie flagę jako weksylium mocowane do drzewca lub liny.** Broszura wydana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji informuje, że „flaga mocowana jest do liny, za pomocą której wciąga się ją na maszt” oraz, że „flagi niesione podczas marszów, wywieszane z okien oraz mocowane na słupach i latarniach ulicznych mają płat przymocowany do drzewca”.***
W roku 2014 Minister Obrony Narodowej wprowadził możliwość używania przez oddziały i jednostki Sił Zbrojnych RP flagi państwowej z godłem Rzeczypospolitej Polskiej na drzewcu podczas oficjalnych uroczystości poza granicami państwa oraz w kontaktach międzynarodowych na terytorium Polski. Tym samym akt niższego rzędu ustalił „nieustawową” formę użytkowania symbolu państwowego.
Flaga państwowa z godłem na maszcie oraz na drzewcu — baza Al Asad Air Base, Irak 27.05.2021 © Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych
Czym zatem jest zgodnie z prawem flaga państwowa jako ustawowy symbol Rzeczypospolitej Polskiej? Zgodnie z zapisami artykułu 6 Ustawy o godle, barwach i hymnie RP flagą państwową jest wyłącznie płat tkaniny umieszczony na maszcie:
Flagą państwową Rzeczypospolitej Polskiej jest prostokątny płat tkaniny o barwach Rzeczypospolitej Polskiej, umieszczony na maszcie.*
Tak — na maszcie — nie na drzewcu, kiju, drążku, sznurku etc. Konsekwencją tego zapisu jest zatem sytuacja, w której od wszystkich chcących zgodnie z prawem użyć flagi państwowej „w celu podkreślenia znaczenia uroczystości, świąt lub innych wydarzeń”, wymagane jest posiadanie masztu. Może to i śmieszne, ale na wskroś prawdziwe. Tako bowiem rzecze ustawa.
Fakt ten podkreśla dodatkowo zastosowane słownictwo, a w szczególności czasownik «podnosić». Zgodnie z ustawą flagę państwową podnosi się przed budynkami. Co prawda ustawodawca używa także czasownika «umieszczać» to jednak — zgodnie z treścią artykułu 6 — miejscem umieszczenia flagi państwowej na budynkach urzędowych, mieszkalnych, czy też przedsiębiorstw, ma być właśnie maszt.
W moim przekonaniu aktualne zapisy Ustawy o godle, barwach i hymnie RP stwierdzają jednoznacznie, że każdy, kto nie ma masztu przed budynkiem lub zamontowanej na budynkach masztopodobnej instalacji, która umożliwia podnoszenie flagi państwowej za pomocą linki, ma prawo do umieszczania jedynie barw Rzeczypospolitej Polskiej. Ale może się mylę…
Barwy Rzeczypospolitej — Dzień Flagi RP 2025 © Aleksander Bąk
Osobiście od lat umieszczam za oknem barwy Rzeczypospolitej Polskiej zamiast flagi państwowej RP. Czynię tak z uwagi na to, że:
po pierwsze — biało-czerwone barwy są jednym z trzech ustawowych symboli Rzeczypospolitej Polskiej
po drugie — zgodnie z ustawą mam prawo używać barw Rzeczypospolitej Polskiej w celu podkreślenia znaczenia uroczystości, świąt lub innych wydarzeń
po trzecie — długi płat biało-czerwonej materii przepięknie powiewa na wietrze.
Używane przeze mnie barwy mają taką długość, że się nie zawijają, ani nie okręcają. Swobodnie powiewająca tkanina nie potrzebuje też żadnego usztywniacza, czy też protezy, aby udawać „lepszą flagę”.
POST SCRITPUM 1:
Ponieważ przy okazji Dnia Flagi niektóre media kreują swoiste „FAKToidy” związane z polskimi symbolami pozwolę sobie stwierdzić, że nie jest żadnym novum propozycja wprowadzenia innego odcienia czerwieni na polskiej fladze. Karmazyn jako składowa barw Rzeczypospolitej Polskiej został zaproponowany w projekcie ustawy o symbolach państwowych RP, przygotowanym w roku 2019 przez ówczesne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Natomiast fakt powoływania się przez media w sprawach symboli Rzeczypospolitej na opinię osoby, która twierdziła publicznie, że Order Orła Białego „to już od dawna tylko błyskotka, kawałek metalu, a nie najwyższy polski order”, budzi moje głębokie zażenowanie.
POST SCRITPUM 2:
A poza tym pozwolę sobie ponownie podnieść, iż w obecnym stanie prawnym biało-czerwona Kokarda Narodowa nie posiada statusu ustawowego symbolu narodowego RP, gdyż nie ma umocowania w postaci powszechnie obowiązującego aktu prawnego wyższego rzędu. Jest jedynie formą barw narodowych, stosowaną w Siłach Zbrojnych RP jako tradycyjny „ozdobnik”. Można zatem stwierdzić, że powszechnie noszone Kokardy Narodowe używane są w intencjonalnym związku z uchwałą sejmową z roku 1831.
1 maja 2025 roku w Bazylice Archikatedralnej w Poznaniu arcybiskup Zbigniew Zieliński otrzymał z rąk nuncjusza apostolskiego w Polsce pastorał arcybiskupów poznańskich. Tym samym dopełniony został akt objęcia katedry biskupiej przez nowego Arcybiskupa Metropolitę Poznańskiego, ustanowionego na mocy bulli nominacyjnej papieża Franciszka.*
Arcybiskup Metropolita Zbigniew Zieliński jest 98. z kolei biskupem poznańskim od czasów biskupa misyjnego Jordana. Wręczony mu symbol władzy arcybiskupiej jest jednak całkiem współczesny. Wykonany został w roku 1946 dla arcybiskupa Walentego Dymka przez warszawską pracownię brązowniczą „Bracia Łopieńscy”.
Krzywaśń pastorału zdobi pełnoplastyczne godło herbowe Poznania odlane ze srebra i wyzłocone. Widnieją na nim apostołowie Paweł i Piotr stojący na murze bramnym zwieńczonym tarczą z królewskim orłem w koronie. Wraz ze zmianą arcybiskupa poznańskiego zmieniony został wizerunek przynależnego mu herbu, widniejący na zaplecku katedry — czyli tronu biskupiego. O tym jednak już przy innej okazji.
Herb Arcybiskupa Metropolity Zbigniewa Zielińskiego na zaplecku tronu biskupiego — foto: © Jan Jeliński, Katedra Poznańska / Facebook
1 maja 1576 roku w krakowskiej katedrze na Wawelu, siedmiogrodzki książę Stefan Batory zawarł sakramentalny ślub z Anną Jagiellonką, noszącą tytuł Królowej Korony i Wielkiego Księcia Litwy. Następnie biskup Stanisław Karnkowskie udzielił mu sakry królewskiej i koronował na Króla Polski. Warto zaznaczyć, że na skroniach władcy spoczęła tzw. korona węgierska, pochodząca z daru króla Węgier Jana Zapoyli dla Zygmunta II Augusta, a nie corona privilegiata — zwana błędnie koroną Chrobrego — używana w ceremoniale koronacyjnym.
Niewiele brakowało, by jego panowanie uczyniło z Rzeczypospolitej mocarstwo na miarę nowożytnego imperium europejskiego. Z objęciem przezeń polskiego tronu otworzyło się Polsce „okienko” historii. Była to bodaj ostatnia szansa w polskich dziejach na zbudowanie państwa nie tylko o realnej potędze militarnej, ale przede wszystkim gospodarczej. Odcięcie prusackich i brandenburskich łbów germańskiej hydrze zapewniłoby niekrępowany dostęp do morza od Inflant po Pomorze i wzmocniłby Rzeczpospolitą zyskami z międzynarodowego handlu.
Na wyciągnięcie ręki leżało także ostateczne zniwelowanie moskiewskiego zagrożenia, o czym po nagłej śmierci Batorego pisali sami Moskwicini:
«[…] umarł Stefan Batory (otruty, lub źle przez medyków leczony, iak sądzono): był to ieden z nayznakomitszych monarchów w świecie, ieden z nayniebezpiecznieyszych wrogów Rossyi, którego śmierć więcey nas ucieszyła, niż państwu, w którem panował, smutku przyniosła: albowiem my lękaliśmy się w nim widzieć nowego Gedymina lub Witolda, a Polska i Litwa, niewdzięczne mu, łatwą spokoyność, nad kosztowną potęgę przenosiły. Gdyby życie i geniusz Batorego niezgasły przed śmiercią Godunowa, natenszas sława Rossyi mogłaby zmierzchnąć w naypierwszym dziesiątku nowego wieku: tak wiele los państw od osoby i zdarzenia, lub od woli opatrzności zależy!»*
Puszczając wodze fantazji — czym byłoby dla Rzeczypospolitej nastanie dynastii Batorych, gdyby Anna powiła syna…
Przysięga cara Wasilija Szujskiego w Sejmie Rzeczypospolitej Obojga Narodów w roku 1611 © Litewskie Muzeum Narodowe
Opinia o królu Stefanie Batorym, zamieszczona w wydanej w XIX wieku Historia państwa rosyjskiego, dobrze ilustruje wielowiekową traumę Moskwy, wyniesioną z pokąsania batoriańskimi „kłami”. Specyfiką polityki prowadzonej przez Rzeczpospolitą Batorego wobec Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, była nie tylko stanowczość i nieustępliwość, ale przede wszystkim przyjęcie w negocjacjach pozycji siły. Siłę tą zapewniała nie tylko armia, ale także skuteczna dyplomacja.
Z kolei Moskwa dążyła wszelkimi środkami do rozbijania antymoskiewskich koalicji. Służyły temu nie tylko „dyplomatyczno-szpiegowskie” misje na dworach Europy, ale przede wszystkim przekupstwo, obliczone na inspirowanie wewnętrznych rozłamów — w tym w szczególności w społeczności szlacheckiej Rzeczypospolitej. Służyć to miało „hodowaniu” na tyle silnego stronnictwa w państwie, by to właśnie ono, przy pierwszej okazji, wystąpiło do Moskwy o „pomoc”, objęcie protektoratem lub wręcz przejęcie władzy.
W aktualnym kontekście geopolitycznym wypada zauważyć, że lekcja dana Moskwicinom przez Batorego — a później przez Zygmunta III Wazę — uczy, iż jedynie twarda dyplomacja, poparta siłą militarną oraz żelazną konsekwencją polityczną, stanowi skuteczny środek na zniwelowanie moskiewskiego zagrożenia. Tym, czego Kreml obawia się jednak najbardziej, jest siła europejskiej jedności — przede wszystkim państw Europy Wschodniej — czyli tych, które za Batorego stanowiły znakomitą część Rzeczypospolitej.
Historia uczy jednak, że za cenę życia w „łatwej spokojności” sprzedawały się Moskwie kolejne pokolenia przedstawicieli wielu państw, czy też lokalnych stronnictw politycznych różnej maści. To dlatego kremlowska agentura także dziś gra na wielu „ościennych dworach” na rozbicie europejskiej jedności. Przejawem rosyjskich wpływów w Polsce są wszelki działania o charakterze ekstremalnym, służące roznieceniu wewnętrznej wojny. Wbrew pozorom nie są to tylko środowiska wprost deklarujące „podziw” dla Putina.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Sejm RP przyjął w dniu 28 lutego 1919 roku ustawę w sprawie nazwy monety polskiej. Postanowiono, iż jednostka monetarna polska będzie nosiła nazwę „złoty”, a jej setna część określona została mianem „grosz”. Jednak dopiero w roku 1924 roku, na podstawie rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej o zmianie ustroju pieniężnego, zaczęła obowiązywać nowa polska waluta — Złoty — która zastąpiła dotychczasową Markę polską.
O tym, że wybór nazwy Złoty dla narodowego pieniądza nie był taki oczywisty świadczy, fakt iż w roku 1919 dekretem Naczelnika Państwa wprowadzono pierwotnie nazwę Lech., którą po miesiącu wycofano na rzecz Złotego. Rozważanymi nazwami dla polskiej waluty były także Kościuszko, Lech, Piast, Polonia, Pol, a nawet Sarmata. Złoty polski jako oficjalne pojęcie pojawił się w roku 1496 roku za panowania Jana Olbrachta. Nie była to jednak jednostka monetarna, lecz obrachunkowa, odpowiadająca wartości 30 groszy srebrnych.
Ordynacja mennicza Zygmunta I Starego z 1528 roku wprowadziła Złoty polski jako monetą obiegową bitą w złocie — tzw. czerwony złoty. Pierwszą polską złotą monetę — okazjonalny Aureus Polonus — wybił Władysław Łokietek najprawdopodobniej na swoją koronację w roku 1320. Ostatnią złotą monetą Królestwa Polskiego był dukat z roku 1831, bity za wzór dukata holenderskiego, wyemitowany przez Mennicę Warszawską podczas Powstania Listopadowego.
Aureus Polonus © Muzeum Narodowe w Krakowie | Dukat 1831 © Gabinet Numizmatyczny D. Marciniak / onebid.pl
W kontekście obchodzonego aktualnie Milenium Korony Polskiej warto wspomnieć, że pierwsza złota moneta Odrodzonej Rzeczypospolitej nosiła na awersie wizerunek Bolesława Chrobrego. Monety wybita w roku 1925 na okoliczność 900-lecia koronacji piastowskiego władcy, wyemitowana została w nominałach 10 i 20 złotych. Autorką projektu była Zofia Trzcińska-Kamińska — rzeźbiarka i medalierka, prywatnie żona Zygmunta Kamińskiego, grafika i wykładowcy rysunku na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.
Na rewersie monety 10 i 20 złotowej widnieje stylizowane przedstawienie orła zwieńczonego koroną odwołujące się do renesansowej estetyki. Stanowi on zapowiedź wzoru orła państwowego, wykonanego przez Kamińskiego do projektu herbu, który od roku 1927 będzie godłem Rzeczypospolitej Polskiej. Sam autor uzasadniał wybór źródła następująco:
«Jako artysta miałem przed sobą bardzo trudny, a jednocześnie wdzięczny dylemat: ścisłość historyczna, heraldyczna i numizmatyczna, a — poziom artystyczny i te warunki, które mnie jako artystę komponującego dzieło zobowiązują przedewszystkiem: godność i harmonja projektu. Poza tymi względami istniał jeszcze jeden: mojego stosunku do zadanego tematu. Uważałem, że godło Polski należy wybrać z okresu jej największego rozkwitu, kiedy Biały Orzeł reprezentował wielkość mocarstwową Polski. Bez wahania obrałem typ orła Jagiellonów. Zresztą kompozycyjnie był najwdzięczniejszy i najładniejszy.»*
10 złotych — Mennica Polska 1925 © Muzeum Narodowe w Krakowie
Wydaje się, że wybicie przez Mennicę Polską w roku 1925 złotej monety na cześć koronacji Bolesława Chrobrego nie było li tylko aktem okolicznościowym. 900-lecie królewskiej koronacji stanowiło okazję do manifestacji zamierzeń władz II Rzeczypospolitej stworzenia w tym regionie Europy bytu państwowego silnego zarówno politycznie, jak i militarnie, a przede wszystkim gospodarczo. Polska miała być państwem zdolnym oprzeć się prowadzonej przez państwa ościenne agresywnej antypolskiej polityce o 1000-letniej tradycji.
Warto bowiem pamiętać, że podpisanie Traktatu Wersalskiego w roku 1918 wcale nie oznaczało dla Polski trwałości jego warunków. Republika Weimarska od początku kwestionowała jego postanowienia. Niemiecko-Rosyjski traktat z Rapallo z roku 1922 — a w szczególności jego utajniony zakres militarny — nakreślił groźny dla Polski scenariusz wojny na dwa fronty. Także w zawartych w roku 1925 z inicjatywy Niemiec Traktatach Lokarneńskich pominięto gwarancje nienaruszalności granic Polski i Czechosłowacji.
To „parszywieńki Zachód” ponosił wówczas winę za rozbudzenie niemieckich roszczeń do „utraconych” terytoriów — Śląska, Wielkopolski i Pomorza. Okazywana od 1933 roku wobec Trzeciej Rzeszy pobłażliwość — lub rozmyślna kalkulacja — w 6 lat wyhodowała potwora. Dla zapobieżenia komunistycznej rewolucji w Europie dopuszczono do niszczycielskiego przejścia Niemiec przez Polskę na bolszewicki wschód. Obecna hegemonia Berlina w Europie jest również wynikiem powojennego „postawienia” na Niemcy przez międzynarodowy kapitał.
Doktryna Piastowska — Kancelaria Prezesa Rady Ministrów 2025 | Władztwo Chrobrego 992-1025 — W. Semkowicz 1928, Biblioteka Narodowa
Można powiedzieć, że portret Chrobrego na złotej monecie wybitej w roku 1925 mógł sygnalizować sięgnięcie przez państwo polskie do „doktryny” zakładającej, iż z Niemcami rozmawiać należy tylko z pozycji siły. Jeśli zatem obecnie polski rząd ogłasza „Doktrynę piastowską” to należy zastanowić się, o czym tak naprawdę mowa. Nie wystarczy bowiem wskazanie na „oczywistą oczywistość” jaką jest potrzeba posiadania silnej armii, gospodarki i pozycji politycznej. Takie założenia miała też mocarstwowa „doktryna jagiellońska”.
Czy zatem ogłoszona w trybie przedwyborczym „doktryna” będzie odwróceniem wektora historycznego Drang nach Osten? Czy rząd premiera Tuska podejmie walkę z dominacją w Polsce niemieckich interesów na wszelkich obszarach gospodarczych? Obawiać się należy, iż jest to kolejna odsłona prowadzenia polityki jak „my ją rozumiemy”. Niewielu już pamięta, że pojęcie „polityki piastowskiej”, rozumianej jako uznanie Niemiec za strategicznego partnera, ukuł w roku 2008 minister Radosław Sikorski.**
Gdyby bowiem miano wprowadzić doktrynę piastowską jak ją rozumiał Bolesław Chrobry to natychmiast po wypowiedzi polskiego premiera podniósłby się w niemieckich mediach krzyk o konfrontacyjnej polityce zagranicznej polskiego rządu i hamowaniu integracji europejskiej. Tak się jednak nie dzieje, a z Niemiec płyną głosy pełne zadowolenia. Wyrażane jest przekonanie, że „za poprzedniej władzy polska polityka zagraniczna była nastawiona na awantury, natomiast nowy rząd chce teraz powrócić do konstruktywnej współpracy z UE i Niemcami”.***
Niemieckie rezerwy złota — Bundesbank, Frankfurt, foto: Nils Thies
Podstawą działania pierwszego koronowanego Piasta była nieufność wobec niemieckiej polityki. Zamach na życie Bolesława Chrobrego na zjeździe w Merseburgu przekonał go o potrzebie stosowania co najmniej zasady ograniczonego zaufania, albo… prowadzenia wojny prewencyjnej. Doktryna piastowska w jej prawdziwie „chrobrowskim” wydaniu, wymagałaby zatem przed jakimkolwiek strategicznym partnerstwem, doprowadzenia do uprzedniego zrównania pozycji państwa polskiego i niemieckiego — przede wszystkim ekonomicznego.
Mogłoby to się dokonać po spłaceniu Polsce w złocie części należnych reparacji wojennych. Warto przypomnieć, że Niemcy mają drugie co do wielkości rezerwy złota na świecie, które wynoszą obecnie ok. 3.375 ton, czyli 270.000 sztabek o wadze 12,5 kg (Polska ma obecnie 500 ton). Zgromadzone zasoby pochodzą z wymiany niemieckich nadwyżek handlowych na kruszec. Na taką decyzję jednak się nie zanosi, gdyż racją stanu Niemiec jest utrzymanie hegemonii nie tylko w niemiecko-polskim „partnerstwie”, ale w także w wymiarze unijnym.
Współczesna polityka państwa niemieckiego wobec Polski wciąż przypomina pełne wyższości nastawienie, wyartykułowane przed 1000 lat przez kronikarza Thietmara: Niech Bóg wybaczy cesarzowi, że uczynił trybutariusza Panem.
POST SCRITPUM:
W moim przekonaniu prawdziwie „piastowska doktryna” w polityce polskiego rządu doprowadziłaby do podjęcia przez prezydenta Stanów Zjednoczonych decyzji o wypłaceniu Polsce części należnych reparacji za II wojnę światową z zasobów niemieckiego złota. 1.236 ton złota Bundesbanku o wartości 100 miliardów euro przechowywane jest bowiem w… Banku Rezerwy Federalnej USA w Nowym Jorku.
Ponieważ projektowanie wzorów herbów samorządowych to szlachetna gałąź grafiki użytkowej, dlatego obchodzone dziś w wąskich kręgach szeroko rozumiane Święto Grafika to także moje zawodowe święto. A skoro okazja świąteczna to — szczególnie w kontekście osobistego 35-lecia „robienia w grafice użytkowej” — nie będę miał nic przeciw okazjonalnym zleceniom… tzn. życzeniom :)
«Uczyń więc ze mną to, co zechcesz,
i pozwól, by mnie mój duch opuścił,
bym zszedł z tej ziemi i w proch się obrócił!
Lepiej bowiem będzie dla mnie umrzeć niż żyć,
gdyż tu muszę słuchać kłamliwych złorzeczeń
i wielki smutek mnie ogarnia!»*
Cytat 1:
— W 1025 roku, dokładnie tysiąc lat temu odbyła się koronacja Bolesława Chrobrego na króla Polski. Małopolska świętuje Tysiąclecie Królestwa Polskiego z rozmachem, jakiego jeszcze nie było. Dzięki nowoczesnej technologii AI udało się odtworzyć koronę i insygnia królewskie, które nie zachowały się do dzisiejszych czasów. To pierwsza taka wizualna rekonstrukcja w Polsce — i jedna z pierwszych na świecie — wykonana z taką wrażliwością, dbałością o detale i na światowym poziomie realizacyjnym.*
Cytat 2:
— To była podróż w czasie i w głąb emocji. Chcieliśmy stworzyć coś, co poruszy każdego — nie tylko znawcę historii. Korona wróciła. Nie jako eksponat, ale jako symbol siły, wspólnoty i trwania. Dzięki AI mogliśmy pokazać ją tak, jak mogła wyglądać — z całą magią, światłem i aurą majestatu.**
Cytat 3:
— AI dała nam narzędzia, ale najważniejsze było serce. Tworzyliśmy tę koronę jakby naprawdę miała zostać położona na głowie króla. Z pełnym szacunkiem do historii, ale też z twórczą pasją.**
Tysiąclecie Królestwa Polskiego © Creait.me / Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego
Cytaty pochodzą z informacji, która pojawiła się na oficjalnej stronie internetowej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. No cóż — należy cieszyć się, że „poczucie tożsamości, więzi i wspólnoty” pozwoliło Małopolanom tak głęboko utożsamić się z gnieźnieńską koronacją Bolesława Chrobrego. Gwoli wyjaśnienia — ówczesną katedrą koronacyjną nie był Wawel, ale katedra w Gnieźnie. Natomiast dziwi mnie twierdzenie o pierwszym wizualnym odtworzeniu insygniów królewskich, a w szczególności wyglądu… „Korony Chrobrego”.
Po pierwsze — i najważniejsze — TO NIE JEST KORONA CHROBREGO. Wykonana rzekomo dzięki nowoczesnej technologii AI „wizualna rekonstrukcja” nie ukazuje korony, którą koronowany był Bolesław Chrobry w roku 1025, lecz tzw. koronę pierwszą, czyli uprzywilejowaną — corona privilegiata — wykonaną dla Władysława Łokietka na jego koronację w roku 1320. Dodać należy, iż pierwotna Korona Łokietka była koroną otwartą, a kabłąki noszące na sobie sferę z krzyżem dorobiono najprawdopodobniej dopiero w XVI wieku.
Nie wiadomo zatem jaki wygląd miały insygnia koronacyjne Chrobrego. Albo użyto diademu cesarskiego Ottona III, włożonego przezeń na głowę Bolesława na Zjeździe Gnieźnieńskim w roku 1000, albo też wykonano nowe regalia. Oryginalna „Korona Chrobrego”, którą w roku 1025 dokonano sakralnej koronacji Chrobrego, i najprawdopodobniej także jego syna Mieszka II, mogła mieć kształt korony bizantyńskiej, czyli segmentowego diademu, złożonego z połączonych złotych płytek zwieńczonych dodatkowo liliowatymi kwiatonami.
Insygnia władzy królewskiej — Sakramentarz Henryka II © Bayerische Staatsbibliothek, München
Niestety królewskie regalia z tego okresu nie zachowały się. Insygnia władzy pierwszych polskich królów z dynastii Piastów wywiezione zostały przez żonę Mieszka II — królową Rychezę — na dwór niemieckiego cesarza Konrada II. Na szczęście przetrwał do dziś inny symbol sprawowania władzy królewskiej —pochodząca z daru cesarza Ottona III Włócznia Świętego Maurycego. Przez analogię do insygniów królów niemieckich, uwiecznionych na iluminacjach z XI wieku, można domniemywać jaki wygląd miały pierwsze polskie regalia.
Po drugie — ważne dla dochowania prawdy historycznej — pierwsze odtworzenie wizerunku polskich regaliów miało miejsce ponad 20 lat temu. W roku 2003, dzięki inicjatywie Andrzeja Orzechowskiego — antykwariusza z Nowego Sącza — zespół wykonawców wykonał replikę korony, berła oraz jabłka. Dla zachowania „historycznej ciągłości” do rekonstrukcji korony użyto pewnej ilość złotych monet pruskich, które mogły być wybite ze złota pochodzącego z tzw. „Korony Chrobrego”.
Prawdą jest bowiem, że w roku 1795, na rozkaz króla Prus Fryderyka Wilhelma II, dokonano barbarzyńskiej grabieży Skarbca Koronnego na Wawelu. Z rozkazu jego następcy Fryderyka Wilhelma III zrabowane insygnia koronacyjne zostały w roku 1811 rozbite i przetopione. Monetami z polskiego złota oraz spieniężonymi kamieniami szlachetnymi Prusy spłaciły napoleońskie kontrybucje. Pozostałe klejnoty i kosztowności stały się ozdobami biżuterii pruskich księżniczek.
Prawdą jest zatem, że rzeczywistym źródłem „kreacji” wizerunku korony i insygniów królewskiej przez sztuczną inteligencję były repliki regaliów, odtworzonych na podstawie rysunków Wernera oraz portretów Bacciarellego. Do rekonstrukcji korony użyto 60 dekagramów złota oraz srebra, 11 rubinów syntetycznych, 88 szmaragdów, szafirów i granatów o średnicy 12-26 mm, 56 kamieni o średnicy 25 mm, 184 kamienie o średnicy 4-5 mm, 80 pereł oraz pół metra jedwabnego aksamitu w kolorze królewskiej purpury.***
Replika tzw. „Korony Chrobrego” © Kazimierz Fałowski / replikireagaliowpl.com
Prawdą jest wreszcie fakt, iż Polska jako bodaj jedyny kraj w Europie, nie posiada swoich historycznych regaliów. Pozwolę sobie jednak ponownie stwierdzić, że choć z historyczno-kulturowego punktu widzenia fakt ten stanowi dla Polski ogromną stratę, to w kontekście obchodzonego aktualnie w Kościele Katolickim Roku Świętego warto pamiętać, że prawdziwą tożsamość narodową nie tworzą historyczne zabytki — tyleż cenne co martwe — lecz żywy Duch.
POST SCRITPUM:
Z inicjatywą odtworzenia polskich insygniów koronacyjnych oraz historią wykonania współczesnej repliki tzw. „Korony Chrobrego” — w tym zdjęciami wykonanych regaliów — można zapoznać się na stronie: replikiregaliowpl.com
«[…] Drodzy Rodacy!
Z wielką radością i dumą, ale też z pokorą wobec dziesięciu wieków naszej historii; świadom odpowiedzialności przed pokoleniami, które budowały naszą Ojczyznę i broniły jej, staję dzisiaj tu, w Gnieźnie, w kolebce polskiej państwowości, jako Prezydent niepodległej Rzeczypospolitej — po to, aby oddać hołd pierwszym królom Polski. Aby uczcić ich wiarę i nadzieję, odwagę i ambicję, dalekowzroczność i wytrwałość.
Staję tu jako głowa państwa polskiego, aby w imieniu moich rodaków pokłonić się Bolesławowi Chrobremu i Mieszkowi II Lambertowi. Monarchom, którzy w roku Pańskim 1025 jako pierwsi przywdziali koronę niezawisłych władców Królestwa Polskiego. Suwerenom państwa współtworzącego europejską christianitas — a więc wspólnotę, której fundamentami i spoiwem stały się Dekalog i wartości, od tysiąca lat kształtujące naszą tradycję, kulturę i tożsamość. […]
Tysiąc lat temu książę Bolesław zwany Chrobrym — drugi historyczny władca Polski — zwieńczył swoje panowanie królewską koroną. Państwu, które przejął z wielką energią po swoim ojcu, Mieszku, nadał w ciągu 33 lat własnych rządów splendor mocy i chwały. Już pierwszy kronikarz naszych dziejów, Anonim zwany Gallem, określił Bolesława przydomkiem Wielki. Władca ten nie tylko umocnił i poszerzył swoje dziedzictwo oraz utwierdził kształt terytorialny państwa — tak zaskakująco podobny do dzisiejszych granic Rzeczypospolitej. Wskazał także najgodniejsze dla Polski miejsce w systemie politycznym i cywilizacyjnym chrześcijańskiej Europy. To miejsce określiła najpierw uroczystość, tutaj, w Gnieźnie, w roku 1000, kiedy to pielgrzymujący do grobu świętego Wojciecha cesarz Otton III zaszczycił polskiego księcia Bolesława tytułem „brata i współpracownika cesarstwa”.
Państwo Piastów miało być — obok Romy, Galii i Germanii — jednym z czterech filarów szerszej wspólnoty imperium europejskiego. Tak ten piękny moment odmalowano w miniaturze z cesarskiego ewangeliarza. Jednak przedwczesna śmierć Ottona sprawiła, że Bolesław musiał bronić swojego państwa przed zdegradowaniem do ponownej podległości. Wojna z królestwem niemieckim trwała 15 lat — i zakończyła się zwycięstwem! […]
Przesłanie z okazji Milenium Koronacji Pierwszych Królów Polski — Prezydent RP Andrzej Duda © Przemysław Keler / KPRP
Nie zachowały się do naszych czasów wierne przedstawienia momentu koronacji Bolesława Chrobrego ani zapis słów, które wtedy wypowiedział. Wyobraźnia i dzieła rodzimych mistrzów malarstwa podpowiadają nam obraz postawnego, utrudzonego wojnami przedstawiciela dynastii Piastów — zasiadającego na tronie, dzierżącego swoje regalia pewną ręką, spoglądającego z nadzieją na syna Mieszka oraz na podporę jego władztwa, czyli uzbrojonych wojów królewskiej drużyny.
Nie wiemy, z jakim przesłaniem król Bolesław zwrócił się wtedy do swoich poddanych. Ufam jednak, że znakomitym wyrazicielem jego myśli mógł być inny z naszych wielkich rodaków — Józef Piłsudski, który ponad dziewięć wieków później zostawił swoim współpracownikom i kolejnym pokoleniom Polaków swoisty testament: „Nigdy nie zniżać głowy, to znaczy przestrzegać godności”.
Wezwanie to można też wyrazić słowami innego z naszych wielkich przywódców, niekoronowanego, a dla wielu najwspanialszego: Ojca Świętego Jana Pawła II. W książce „Pamięć i tożsamość” Papież Polak przypominał: „Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego […]. Próbą dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie dla tego dobra, jakim jest Ojczyzna”.
Musimy zdawać sobie jasno sprawę: wszyscy my, Polacy, jesteśmy teraz uczestnikami takiej właśnie próby. Jesteśmy poddani próbie miłości Ojczyzny, próbie oddania własnemu suwerennemu państwu, którego istnienie, siła, pomyślność i bezpieczeństwo są warunkami koniecznymi również naszej osobistej wolności. Od tego, czy uczynimy dzisiaj wszystko, co w naszej mocy, aby niepodległą Rzeczpospolitą umocnić i zapewnić jej dalszy rozwój, zależy powodzenie następnych pokoleń. To wielka odpowiedzialność przed rodakami, przed historią, a wierzący powiedzą też: przed Bogiem.
Musimy tę odpowiedzialność podjąć i musimy jej sprostać. I „nigdy nie zniżać głowy”. Niech Pan Bóg błogosławi naszą ponad tysiącletnią Rzeczpospolitą, niech Bóg błogosławi Polakom w Ojczyźnie i gdziekolwiek są na całym świecie.»*
25 kwietnia 1333 roku, w krakowskiej katedrze na Wawelu, arcybiskup gnieźnieński Janisław koronował na króla Polski Kazimierza, syna Władysława Łokietka. Wraz ze swoim mężem na królową Polski koronowana została Aldona-Anna, córka wielkiego księcia litewskiego Giedymina.
Królestwo Polskie odziedziczone po Władysławie Łokietku składało się z Małopolski i Wielkopolski. Obejmując tron Kazimierz zobowiązał się — zgodnie z testamentem swego ojca — bronić dziedzictwa oraz odzyskać ziemie zagarnięte przez Zakon Krzyżacki — ziemię kujawską, ziemię dobrzyńską oraz Pomorze Gdańskie.
Ówczesny „klimat polityczny” nie był jednak przychylny Kazimierzowi. Zagrożeniem były nie tylko działania Zakonu Krzyżackiego, ale także Królestwa Czech, którego władca — Jan Luksemburski — podnosił pretensje do tronu polskiego. Jego prawa do polskiej korony uznawali także zhołdowani przezeń książęta śląscy i mazowieccy.
Kazimirus DG Rex Polonie — pieczęć majestatowa 1339 © Archiwum Narodowe w Krakowie | Kazimirus Primus — grosz krakowski 1360 © ANK
W dyplomatycznej wojnie propagandowej król Czech określał Kazimierza mianem „króla Krakowa”. Dlatego też spadkobierca Władysława Łokietka zamieścił na swojej pieczęci majestatowej legendę stanowiącą manifestację władzy w pełni suwerennego króla Królestwa Polskiego:
KAZIMIRUS D(ᴇ)I GR(ᴀᴛɪ)A REX POLONIE C(ʀᴀ)COVIE SA(ɴ)DOM(ɪʀɪᴇ) SIRAD(ɪᴇ) LANC(ɪᴄɪᴇ) CUYAU(ɪᴇ) POMORA(ɴ)IE.
Kazimierz obejmując tron po Władysławie Łokietku liczył 23 lata. Królestwem Polskim władał przez 37 lat. Za Długoszem historia przydała mu przydomek MAGNUS — czyli Wielki. Współczesna historiografia przydała mu cyfrę III. On sam jednak po wstąpieniu na tron Królestwa Polskiego bił monetę z określeniem PRIMUS.
23 kwietnia 997 roku, podczas wyprawy misyjnej do Prusów, poniósł śmierć męczeńską biskup Wojciech-Adalbert z książęcego rodu Sławnikowiców. Jego ciało zostało wykupione przez Bolesława Chrobrego i sprowadzone do Gniezna. Historyczny przekaz głosi, iż polski władca zapłacił Prusom tyle złota, ile miało ważyć ciało zamordowanego biskupa-misjonarza. Legenda dodaje, że Zważając na ascetyczny styl życia Wojciecha-Adalberta można przyjąć, że mogło to być około 60 kilogramów.
Wojciech Sławnikowic urodził się w roku 956 w rodowym grodzie Libice. Jako najmłodszy z synów księcia Sławnika i Strzeżysławy wysłany został na naukę w szkole katedralnej w Magdeburgu, gdzie podczas bierzmowania przybrał imię Adalbert. Po 9 latach powrócił do Pragi jako subdiakon, a w 981 otrzymał święcenia kapłańskie. W roku 983 otrzymał sakrę biskupią i objął diecezję praską po zmarłym biskupie Dětmarze. Swoją posługę oparł na osobistej praktyce rad ewangelicznych, starając się o odnowę życia religijnego w lokalnym Kościele.
Wojciech-Adalbert poświęcał swe dobra na pomoc dla ubogich, a w szczególności dla potrzeb wykupu niewolników. Ówczesna Praga stanowiła jedno z centrów handlu słowiańskimi niewolnikami, prowadzonego przez żydowskich kupców dla potrzeb kalifatów islamskich. Potwierdza to przekaz kupca żydowskiego z hiszpańskiej Tortosy w kalifacie Kordoby — Ibrahima ibn Jakuba — przytoczony w Księdze dróg i królestw Al-Bakriego z XI wieku:
Miasto f.r.a.’.ah (Praga) jest zbudowane z kamienia i z wapna i jest największym targiem owego kraju. Do nich z madina t.r.k.u.w.a (Kraków) przychodzą ar-Rus i as-Saqaliba z towarami, i przychodzą do nich z krain Turków muzułmanie, Izraelici i Turcy nawzajem z towarami oraz obiegowymi monetami i wywożą od nich niewolników, różne futra i ołów.*
Kupcy żydowscy z niewolnikami, biskup Wojciech-Adalbert i książę Bolesław II — Drzwi Gnieźnieńskie © Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej — wzgorzelecha.pl
Religijna gorliwość młodego biskupa napotkała opór lokalnej społeczności. Kwestie sporne dotyczyły jednak nie tylko spraw związanych z niechrześcijańskim traktowaniem niewolników, ale także prywatnego życia prowadzonego przez praskie duchowieństwo oraz czeskich możnych. Pierwsi odrzucali obligatoryjność celibatu, a drudzy nie zamierzali zrezygnować z wielożeństwa. Wojciech-Adalbert uznając, iż nie umie zaradzić powszechnemu upadkowi obyczajów zdecydował się opuścić Pragę w poszukiwaniu pomocy duchowej.
Udał się do najpierw do biskupa Moguncji, a potem do papieża do Rzymu. Za jego pozwoleniem wyruszył wraz z bratem Radzimem z pielgrzymką do Jerozolimy. Po drodze zdecydowali o powrocie do Rzymu i wstąpieniu do benedyktyńskiego klasztoru na Awentynie. Po śmierci zarządzającego diecezją praską biskupa miśnieńskiego, Wojciech-Adalbert powrócił do Pragi. Podjętą przezeń posługę pasterską przerwały wydarzenia związane z morderstwem kobiety przyłapanej na cudzołóstwie, której udzielił azylu w klasztorze benedyktynek.
Biskup rzucił ekskomunikę na zabójców pochodzących z rodu Wrszowców — ówczesnych stronników czeskiego księcia Bolesława II — i w proteście wobec braku jego reakcji ponownie opuścił Pragę, udając się do Rzymu. W roku 995 Wrszowcy — z zemsty lub też celem likwidacji konkurencyjnego rodu — wymordowali w Libicach całą rodzinę Sławnikowiców. Ocaleli jedynie nieobecni w Czechach dwaj jego bracia — Radzim-Gaudenty będący w Rzymie oraz Sobiesław przebywający na dworze Bolesława Chrobrego.
Biskup Wojciech-Adalbert u Prusów — Drzwi Gnieźnieńskie © Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej — wzgorzelecha.pl
Wobec braku możliwości powrotu do Pragi Wojciech-Adalbert powziął zamiar posługi misyjnej w krajach pogańskich. Poznany podczas pobytu w Rzymie cesarz Otton III poddał mu pomysł przeprowadzenia misji wśród połabskich Słowian — Wieletów. Ostatecznie jednak dobre kontakty Sobiesława Sławnikowica z dworem Bolesławem Chrobrego zaowocowały wyprawą do Prus. Wiosną 997 roku biskup Wojciech-Adalbert wraz ze swoim bratem Radzimem-Gaudentym wyruszyli z otrzymaną zbrojną eskortą do Pomezanii.
Nie chcąc jednak, by ewangelizacja nosiła znamiona wyprawy wojennej biskup odprawił wojów Chrobrego do Gdańska. Pierwsza próba rozmów z przedstawicielami pruskiej społeczności skończyła się jednak niepowodzeniem. Misjonarze zostali wyrzuceni z nadrzecznej osady z zakazem powrotu pod groźbą kary śmierci. Po paru dniach postanowili jednak wrócić. 23 kwietnia przybyli ponownie na tereny Prusów. Zostali zaatakowani podczas odpoczynku po porannej Eucharystii odprawionej na terenie świętego gaju.
Wojciech-Adalbert został zabity, a odciętą głowę zatknięto na palu. Towarzyszący biskupowi Radzim-Gaudenty oraz tłumacz Benedykt-Bogusz po pewnym czasie zostali puszczeni wolno. To oni przynieśli na dwór Bolesława Chrobrego wiadomość o śmierci biskupa oraz uczestniczyli w wykupieniu ciała. Po pochowaniu brata w Gnieźnie Radzim-Gaudenty wybrał się do Rzymu i brał udział w kanonizacji Wojciecha-Adalberta ogłoszonej przez papieża Sylwestra II w roku 999. Grób świętego w Gnieźnie stał się miejscem kultu.
Pogrzeb biskupa Wojciecha-Adalberta — Drzwi Gnieźnieńskie © Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej — wzgorzelecha.pl
W roku 1000 z pielgrzymką do grobu przyjaciela przybył cesarz Otton III. Jak się okazało uroczysty Zjazd w Gnieźnie stał się okazją do koronacji Bolesława Chrobrego. Insygniami otrzymanej przezeń królewskiej władzy był cesarski diadem oraz kopia Włóczni Świętego Maurycego. Władca Polan uznany został za przyjaciela i współpracownika Cesarstwa Rzymskiego. Co więcej, cesarz Otto III pod wrażeniem słowiańskiej gościnnością, przekraczającej nawet cesarskie standardy, zdobył się na kolejny znaczący gest.
W zamian za relikwię św. Wojciecha-Adalberta cesarz obiecał przekazać Bolesławowi Chrobremu drogocenny podarunek — złoty tron Karola Wielkiego z jego grobowca w Akwizgranie. Jak obiecał tak też uczynił — otrzymawszy ramię świętego męczennika kazał wybudować na Wyspie Tyberyjskiej w Rzymie, na miejscu dawnego sanktuarium Eskulapa, nowy kościół pod wezwaniem św. Adalberta. Do świątyni, która miała służyć za prywatną kaplicę cesarską, Otto III przywiózł otrzymaną od Bolesława Chrobrego relikwię.
Pozostałością ottońskiej fundacji jest cembrowina studzienki wykonana z wykorzystaniem marmurowego bębna antycznej kolumny. Bogato zdobiony puteal w charakterystycznej stylizacji romańskiej umieszczony jest nad studnią o głębokości ponad 10 metrów. Jej pochodzenie datowane jest na okres powstania w tym miejscu rzymskiej świątyni Eskulapa. Starożytna studnia sakralna stanowiła centralny punkt kościoła ufundowanego przez cesarza Ottona III.
Chrystus Zbawiciel, biskup, cesarz, apostoł — puetal w bazylice św. Bartłomieja na Wyspie Tyberyjskiej w Rzymie © Basilica di S. Bartolomeo all'Isola
Jej powierzchnię zdobią płaskorzeźby skręconych kolumn, pomiędzy którymi umieszczono figuralne przedstawienia Chrystusa Zbawiciela, władcy, biskupa oraz apostoła. Postaciom towarzyszy inskrypcja: Os putei sancti circumdant orbe rotanti — Ujście studni otacza krąg świętych. Postać z głową zwieńczoną cesarskim diademem i dzierżącej berło oraz dysk z wyobrażeniem świątyni uznać można za przedstawienie Ottona III. Nóż trzymany przez figurę z księgą w dłoni pozawala rozszyfrować ją jako obrazowanie św. Bartłomieja Apostoła.
Najwięcej trudności sprawia wizerunek osoby w szatach biskupich i pastorałem w dłoni. Niektórzy badacze opowiadają się za uznaniem jej za przedstawienie św. Paulina z Noli, którego szczątki sprowadzić miał do Rzymu Otton II. Jednakże, jeśli układ czerech postaci na cembrowinie studziennej odczytać w kluczu „powołania” to wizerunek biskupa obrazowałby raczej św. Wojciecha-Adalberta. Jak bowiem Bartłomieja powołał na apostoła Jezus, tak Otton II dokonał zatwierdzenia wyboru Adalberta-Wojciecha na biskupa Pragi.
Wydaje się jednak, iż pewien detal widniejący na przedstawieniu postaci z insygniami władzy cesarskiej dowodzić może, iż jest nią syn Ottona II — Otton III. Szczegółem tym jest obrazowanie jednonawowej świątyni umieszczone na dysku trzymanym przez władcę w lewej dłoni. Jak wiadomo jedynym historycznym fundatorem kościoła pod wezwaniem św. Adalberta wzniesionego w stolicy Cesarstwa Rzymskiego na Wyspie Tyberyjskiej był właśnie cesarz Otton III.
Roma, Galia, Germania i Sclavinia przed majestatem cesarza Ottona III — Ewangeliarz Liutara © Bayerische Staatsbibliothek, München
Obecność postaci biskupa Wojciecha-Adalberta, wśród figuralnych płaskorzeźb umieszczonych na cembrowinie studni w rzymskim kościele ufundowanym przez Ottona III, miałaby także związek z jego ideą utworzenia w ówczesnej Europie „Unii Chrześcijańskiej”. W skład nowego chrześcijańskiemu imperium wchodzić miała Roma, Galia, Germania oraz Sclavinia. Władzę w uniwersalistycznym cesarstwie sprawować mieli wspólnie cesarza i papież, a patronować im miał święty męczennik Adalbert.
Cesarz Otto III zmarł w 1002 roku, a papież Sylwester II rok później. Z ich śmiercią upadła idea unii, którą stanowić miała wspólnota autonomicznych i równych królestw chrześcijańskich, zjednoczonych w ramach „paneuropejskiego” cesarstwa. Tym samym obumarł także plan objęcia Europy patronalnym kultem św. Adalberta. Nawet pierwotne patrocinium kościoła, ufundowanego przez cesarza Ottona III ku czci św. Adalberta, zostało zmienione w niedługim czasie na wezwanie św. Bartłomieja Apostoła.
Święty Wojciech-Adalbert pozostał jednak pierwszym patronem Polski. W kolejnych stuleciach, wraz ze świętym Wacławem, Florianem oraz Stanisławem biskupem męczennikiem, należał do grona czterech głównych patronów Królestwa Polskiego. Współcześnie wraz z Najświętszą Maryją Panną Królową Polski oraz św. Stanisławem nadal patronuje Polsce. Rzymska studzienka fundacji Ottona III także przetrwała. Niestety po złotym tronie Karola Wielkiego, darowanym przez cesarza Bolesławowi Chrobremu, ślad zaginął.
«Wówczas rzekli do Niego niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów: Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza.
Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.»*
Przy okazji uroczystości Wielkiego Piątku pozwolę sobie — w kontekście jubileuszu 1000 lecia Królestwa Polskiego — zaktualizować nieco swój tekst sprzed paru lat. Jest to bowiem po raz kolejny dobry moment na zadanie pytania — co oznacza dla wierzących w Chrystusa Jego stanowcze stwierdzenie: Królestwo moje nie jest z tego świata? Bynajmniej nie jest ono skierowane do kościelnych „hierarchów”. Do odpowiedzi na pytanie: Jaki znak Twój — Chrześcijaninie? zostaje wywołany każdy, kto przez Chrzest tworzy wspólnotę Kościoła.
Historia 2000 lat pokazuje jaki wpływ na chrześcijaństwo miał „ten świat”. Ze wspólnoty ludu drogi — pielgrzymów dążących do domu Ojca — stał się społecznością osiadłą, ludem o otłuszczonym sercu, zabezpieczającym za wszelką cenę swoje tu i teraz. Pełnienie posługi w ramach pierwotnej sukcesji apostolskiej przemieniło się w hierarchiczne sprawowanie władzy. Przejawem był zarówno rozbudowany ceremoniał liturgiczny, jak i… heraldyka, w której ilość chwostów u symbolicznego kapelusza świadczyła o pozycji właściciela herbu.
Pierwszym „pocałunkiem śmierci” było dla chrześcijaństwa uznanie go za religię państwową Cesarstwa Rzymskiego w 380 roku. W moim przekonaniu w ramach feudalnej konstrukcji przez kolejne tysiąclecie odrodziła się ,Stara Synagoga. Wspólnotę osobistego świadectwa żywej wiary zastąpiła instytucjonalna i sformalizowana pielęgnacja coraz to bardziej zrytualizowanej obrzędowości i prawa zwyczajowego. Można to uznać za mozolne zszywanie rozerwanej Zasłony Przybytku, by na powrót zawiesić ją przed Świątynią ziejącą pustką.
Zapomniano bowiem, iż sam Jezus w rozmowie z Samarytanką przy Studni Jakuba zupełnie inaczej zarysował wizję żywego Kościoła :
Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.*
Jezus i Samarytanka — fresk z IV wieku, Katakumby Via Latina, Rzym © Bridgeman Images
Dla wspólnoty, która z upływem czasu stawała się coraz bardziej „królestwem z tego świata”, oznaczało to śmierć duchową. Trudno się zatem dziwić, że w ramach różnych nurtów odnowieniowych podejmowano co jakiś czas próby powrotu do źródeł. Nie zawsze stały za nimi czyste intencje, a niekiedy nawet szlachetne pobudki reformacyjne wykorzystano do celów sprzecznych z misją Kościoła Chrystusowego. Także dziś chętnie stawia się tezę, iż Kościół rzymskokatolicki, którego czysto ludzki wymiar obnażyły wielorakie skandale, jest „bankrutem”.
Zapomina się jednak przy tym, że to właśnie ludzka ułomność stanowi jego immanentną cechę, gdyż Jezus swój Kościół założył przede wszystkim dla ludzi na wskroś grzesznych. Stawiający zarzut „wynaturzenia” Kościoła słusznie piętnując pojawiające się w nim zło, zdają się jednocześnie negować fakt, iż jest on także rzeczywistością transcendentną. Prawdziwa, rzeczywista i substancjalna obecność Chrystusa sprawia, że jest to wspólnota grzeszników, nawracających się ustawicznie przez Łaskę, a nie dzięki „naprawczym” wysiłkom ludzkiej natury.
Ze smutkiem stwierdzam, że od dłuższego czasu w sferze publicznej zdaje się dominować narracja „rewolucjonistów”, którzy miast podjąć wysiłek wewnętrznej przemiany, nie tylko przeinterpretowali własne wynaturzenie w tożsamościową „dumę”, ale nawołują, by najpierw zburzyć mury „zatęchłej” instytucji, a później na jej gruzach zbudować całkiem nowy — idealny Kościół. Jednak „nowe przymierze” szyte na ludzką miarę nie będzie już Kościołem Chrystusa, ale kolejnym „królestwem z tego świata”, stworzonym na własny obraz i podobieństwo.
Wbrew pozorom to nie jakaś odległa przyszłość, ale teraźniejszość. Antykulturowy przewrót ideologiczny dokonywany jest od lat w sposób jawny i w majestacie prawa. Tym razem to nie zmiana bytu będzie dokonywać zmiany świadomości, ale zmiana świadomości dokona zmiany bytu. Pod osłoną współczesnego humanizmu przeprowadzana jest nieludzka rewolucja dążąca do zmiany mentalnej. Przejęcie pełnej kontroli nad językiem społeczności, za pomocą manipulacji znaczeniami pojęć i symboli, prowadzić ma do zawładnięcia jej duchem.
„Nabożeństwo ekumeniczne” — Parada Równości, Warszawa 2019 (GW) | „Tęczowa flaga Polski” — Parada Równości, Kielce 2019 (MNW)
1000 lat temu na skroniach Bolesława Chrobrego spoczęła królewska korona. Tym samym polski władca otrzymał należną mu od lat godność, a Regnum Sclavorum Gothorum sive Polonorum uzyskało „formalny” status chrześcijańskiego królestwa. Niestety nie zachowały się ani wizerunki polskich władców z tego okresu, ani też — poza Włócznią Świętego Maurycego — pozostałe insygnia władzy. Nawet powszechnie prezentowana tzw. Korona Chrobrego nie jest koroną użytą przezeń do koronacji.
Rzeczywista korona miała raczej postać segmentowego diademu, złożonego z połączonych złotych płytek, być może zwieńczonych liliowatymi kwiatonami. Wizerunki koron typowych dla tego okresu widnieją na iluminacjach portretowych Ottona III, Henryka II czy też nawet Mieszka II. Kwestia daty pierwszej polskiej koronacji królewskiej także nie jest przesądzona. Dzień 18 kwietnia 1025 roku przyjęto z uwagi na tradycję przeprowadzania koronacji podczas najważniejszych uroczystości religijnych — w tym przypadku byłaby to Wielkanoc.
Otto III — Ewangeliarz Ottona III — Bayerische Staatsbibliothek | Mieszko II — Wikipedia / Ch. Stiegemann, M. Kroker, Für Königtum und Himmelreich, 2009
Podczas religijnej ceremonii Bolesław Chrobry namaszczony został przez biskupa świętym olejem. Sakralne pomazanie dopełniło świeckiego aktu przyznania królewskiej godności, dokonanego przez cesarza Ottona III w roku 1000 podczas Zjazdu w Gnieźnie. Nałożenie wówczas Chrobremu diademu jako „przyjacielowi cesarza i sprzymierzeńcowi narodu rzymskiego” oraz wręczenie Włóczni Świętego Maurycego — ceremonialnego atrybutu sprawowania władzy — było jednoznaczne z przyznaniem królewskiego statusu.
Koronacja z roku 1025 dopełniła starań rozpoczętych w roku 996 po objęciu tronu cesarskiego przez Ottona III. Jednak w roku 1000 królewska korona, przeznaczona pierwotnie dla Chrobrego, przekazana została przez papieża władcy Węgier — Stefanowi I. Nagła śmierć cesarza Ottona III zmieniła ówczesny „klimat polityczny”. Jego następca — cesarz Henryk II. z niemieckiej dynastii Ludolfingów — przez prawie ćwierć wieku skutecznie blokował polskiemu władcy możliwość uzyskania korony.
Konrad II — Ekkehardus Uraugiensis Chronicon universale, XII wiek, Staatsbibliothek zu Berlin
Możliwość sakralnej koronacji Bolesława Chrobrego pojawiła się w 1024 roku po śmierci cesarza Henryka II oraz jego stronnika na papieskim tronie Benedykta VIII. O tym, komu najbardziej było to nie w smak, świadczy zapis niemieckiego kronikarza Wippona:
«Eodem anno quem supra notavimus Bolizlaus Sclavigena, dux Bolanorum, insignia regalia et regium nomen in iniuriam regis Chuonradi sibi aptavit, cuius temeritatem cito mors exinanivit. / W tym samym roku, który to wymieniłem już wcześniej, Słowianin Bolesław, książę Polaków, zdobył z krzywdą króla Konrada insygnia królewskie i tytuł królewski, lecz jego zuchwalstwo przyćmiła nagła śmierć.»
Kronikarz przemilczał jednak, że koronację słowiańskiego władcy przez lata blokowały właśnie niemieckie wpływy na politycznym „forum” ówczesnej Europy. Przypomnijmy, że Chrobry był władcą o statusie „przyjaciela cesarza i sprzymierzeńca narodu rzymskiego”. Jak widać po reakcji sąsiedniego ośrodka politycznego królewska koronacja Słowianina Bolesława wywołała tzw. „święty oburz”. Jednak jej statusu nie odważono się zakwestionować. Koronacja była bowiem jednoznaczną manifestacją suwerennej władzy.
Denary Bolesława Chrobrego — Gnezdvn Civitas (MNK) | Dvx Inclitvs (ANN) | Rex Bolizlavus (SMB) | Denar ruski (SMB)
Polityka Chrobrego negowała narzucone przez Cesarstwo Rzymskie status quo, w którym słowiańskich władców sprowadzono do roli trybutariuszy nie tylko cesarza, ale także niemieckich królów. Dlatego na długo przed koronacją Bolesław bił monetę z tytułem «REX», jako manifestację realnej i suwerennej władzy. Kwintesencją wizualizacji królewskiego statusu był denar ruski w typie basileus wybity po zdobyciu Kijowa. Emitowane okazjonalnie monety były jednoznacznym sygnałem wysyłanym do ówczesnego centrum politycznego Europy.
Do posiadania takiego statusu trzeba mieć jednak nie tylko ambicje, ale także realną siłę — militarną i gospodarczą. Ówczesne Królestwo Polskie, leżące na skrzyżowaniu regionalnych szlaków handlowych Europy, taką posiadało. Sytuacja geopolityczna państwa polskiego od tego czasu niewiele się zmieniła. Jak przed 1000 lat Polska zmuszona jest dziś do konfrontacji nie tyle z Unią Europejską, co z polityką wasalizacji, prowadzoną pod osłoną europarlamentu przez niemieckich kanclerzy, uzurpujących sobie status co najmniej „Überkróla”.
Warto zatem wyciągać właściwe wnioski z historycznej lekcji, skoro powszechnie twierdzi się, że historia jest nauczycielką życia.
3 kwietnia 2025 roku w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej ogłoszone zostało Rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 27 marca 2025 r. w sprawie trybu oraz terminów wydawania zezwoleń na fotografowanie, filmowanie lub utrwalanie w inny sposób obrazu lub wizerunku obiektów, osób lub ruchomości, o których mowa w art. 616a ust. 1 ustawy z dnia 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny, wzoru znaku zakazu fotografowania oraz sposobu jego uwidocznienia, utrwalenia i rozmieszczenia. Przepisy wejdą w życie 18 kwietnia 2025 roku.
Rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej stanowi wykonanie upoważnienia ustawowego zawartego w art. 616a ust. 6 ustawy z dnia 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny. Przepisy rozporządzenia określają tryb oraz terminy wydawania zezwoleń na fotografowanie, filmowanie lub utrwalenie w inny sposób obrazu obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa lub obronności państwa. Akt prawny zawiera także załącznik graficzny ze wzorem Znaku zakazu fotografowania.
Zgodnie z treścią zamieszczoną w załączniku Znak zakazu fotografowania stanowić ma:
biała tablica w kształcie kwadratu o boku 60 cm z czerwoną obwódką o szerokości 3,35 cm z umieszczonym w środku na górze tablicy napisem „ZAKAZ” w czarnym kolorze liter o wysokości 7,45 cm oraz umieszczonym pod nim na środku napisem „FOTOGRAFOWANIA” w czarnym kolorze liter o wysokości 3,35 cm, z umieszczonymi poniżej trzema rysunkami w kolorze czarno-białym na białym tle obrazującymi aparat fotograficzny, kamerę oraz telefon komórkowy, znajdującymi się w trzech okręgach o średnicy 16 cm z czerwoną obwódką o szerokości 1,5 cm, przekreślonymi po skosie od lewej górnej części okręgu do prawej dolnej części okręgu linią o szerokości 1,5 cm. Poniżej rysunków umieszcza się napisy w czterech obcych językach w kolorze czarnym o wysokości 2,24 cm, oznaczające w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim i arabskim tłumaczenie napisu „ZAKAZ FOTOGRAFOWANIA”.
Wzór znaku zakazu fotografowania — wzór z załącznika do projektu rozporządzenia MON 5.02.2025 | mankamenty graficzne
Ponieważ wzór ten w moim przekonaniu zawierał mankamenty natury graficznej (ilustracja powyżej z prawej) pozwoliłem sobie w trybie konsultacji publicznych skierować do projektodawcy następujące uwagi:
Wzór graficzny Znaku zakazu fotografowania zamieszczony w załączniku nr 1 nie odzwierciedla właściwie wzorca źródłowego, lecz został zdeformowany. Należy zadbać o jego właściwe przedstawienie w finalnym akcie prawnym.
Wzór graficzny Znaku zakazu fotografowania obarczony jest warsztatowymi mankamentami w zakresie projektowania plastycznego. W szczególności dotyczy to opracowania typograficznego. W projekcie użyty został powszechnie stosowany krój liternictwa Arial w odmianie Bold, stanowiący rodzaj pisma jednoelementowego bez szeryfów. Spełnia on swoje zadanie dla napisów z użyciem znaków z alfabetu łacińskiego lub cyrylicy, jednak zapis treści w języku arabskim sprawia, że jego forma wizualna odstaje od pozostałych napisów umieszczonych na znaku. Dla napisu w języku arabskim należy zatem zastosować odpowiedni krój dopasowany do użytego kroju Arial Bold. Należy także zadbać o właściwy wizualnie sposób umieszczenia napisów, a w szczególności zachowanie odpowiedniego światła międzyliterowego oraz justowania kolejnych wersów.
Zauważyć należy, że zastosowane w Znaku zakazu fotografowania symbole graficzne odbiegają od ustalonych techniczną normą Międzynarodowej Organizacji Normalizacyjnej (ISO) — symbol znaku zakazu fotografowania odbiega od wzoru znaku P29 wg PN-EN ISO 7010. Skoro zatem zdecydowano się na wprowadzenie „własnych” wzorów symboli należy dążyć do opracowania odpowiednio uproszczonych grafik.
Do przedmiotowego pisma załączony został projekt graficzny z propozycją odpowiedniego skorygowania wzoru Znaku zakazu fotografowania — w tym zmianę kroju fontu dla tekstu w języku arabskim (ilustracja poniżej z lewej).
Wzór znaku zakazu fotografowania — wzór z korektą graficzną Aleksander Bąk 15.02.2025 | wzór z załącznika do rozporządzenia MON 27.03.2025
Jak wynika z zestawienia uwag dotyczących konsultowanego projektu rozporządzenia „zapoznano się” z przedstawionymi przeze mnie zastrzeżeniami. Po zakończeniu ścieżki legislacyjnej przedmiotowe rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej wraz ze stosownym załącznikiem graficznym (ilustracja powyżej z prawej) zostało wprowadzone do obiegu prawnego. Przedstawiony w załączniku wzór Znaku zakazu pozostał jednak bez zmian.
Rozumiem, że podniesione kwestie merytoryczne (czyli np. dostosowanie typografii) uznane zostały przez „wojskowych” za nieistotne — znana jest mi także „rzemieślnicza” maksyma: Z tego nikt strzelać nie będzie. Nie pojmuję jednak dlaczego MON'owscy „cywile” nie zadbali choćby o odpowiednie odwzorowanie Znaku zakazu fotografowania w oficjalnie opublikowanym akcie prawnym. Znak nadal nie odtwarza kwadratu, gdyż jest zdeformowany (spłaszczony), a grafiki zakazu fotografowania, filmowania i „smartfonowania” nie są okręgami.
Być może na etapie wydruku tablice odzyskają przypisany im prawnie format, a barwa czerwona będzie oparta o parametry CMYK. Jako że sąsiaduję z jednostką wojskową będę miał okazję organoleptycznie sprawdzić wygląd fizyczny tablicy ze Znakiem zakazu fotografowania. Oczywiście nie będę fotografować, lecz za pomocą miarki budowlanej sprawdzę proporcje tabliczki. Mam nadzieję, że nikt mnie przy tym nie zastrzeli, bo przecież sama tabliczka bez wątpienia nie stanowi obiektu szczególnie ważnego dla bezpieczeństwa lub obronności państwa.
POST SCRITPUM:
Poprzedni przypadek swoistego niezrozumienia problemu przez „wojskowych” poruszyłem w artykule Nieheraldycznie, ale tradycyjnie (patrz: Aktualności 2024-2), przy okazji prowadzonej w ubiegłym roku przez MON procedury przywrócenia historycznego wzoru proporca marynarki wojennej. Co prawda w przypadku załącznika graficznego przywrócono podobnie zdeformowane proporcje wzoru proporca, ale już wniesionych przeze mnie pozostałych uwag nie uwzględniono. Ustawa weszła w życie 26 marca 2025 roku.
Od 6 lat w Polsce dzień 14 kwietnia obchodzony jest jako Święto Chrztu Polski. Zgodnie z zapisami uchwały Sejmu RP państwowe święto ustanowione zostało „w celu upamiętnienia chrztu piastowskiego księcia Mieszka I, którego osobista decyzja uznawana jest jednocześnie za chrzest Polski oraz początek Państwa Polskiego”.* Bez wątpienia bowiem, za sprawą chrztu władcy Polan, zarządzane przez niego państwo weszło w roku 966 na arenę polityczną ówczesnej Europy.
Najstarszy zachowany ślad pisany, dotyczący chrztu Mieszka, widnieje w powstałym około roku 1112 Roczniku świętokrzyskim — tzw. Roczniku Dawnym. Wpis pod rokiem CCCC LXVI (966) odnotowuje przybycie Dobrawy do Mieszka. Przy dacie CCCC LXVII (967) umieszczono zapis: MYSCO DUX BAPTIZATUR. Rok 966 jako datę chrztu księcia Mieszka zamieszcza późniejszy Rocznik Kapituły krakowskiej z XIII wieku.
Mysco dux baptizatur — Rocznik świętokrzyski dawny, 1112-1236, Biblioteka Narodowa w Warszawie
Do dziś kwestią sporną wśród specjalistów jest miejsce chrztu. Dowodem na chrzest w książęcym grodzie w Poznaniu mają być pozostałości po kamiennym budynku z baptysterium z II połowy X wieku, odkryte na terenie przykatedralnym. O miano Mieszkowej chrzcielnicy walczy także baptysterium na Ostrowiu Lednickim. Z koncepcją chrztu krajowego konkuruje zagraniczna wskazująca na Magdeburg (965) lub Kwedlinburg (966).
Chrzest Mieszka był w kategoriach religijnych osobistym aktem wiary. Sakrament stanowił też bez wątpienia dopełnieniem wymogu zawarcia ślubu z Dobrawą. Chrzest władcy Polan można zatem traktować również jako akt polityczny. Był to bowiem jednoznaczny sygnał skierowany do Cesarstwa Rzymskiego, a w szczególności do niemieckich władców Marchii Wschodniej, konsekwentnie i agresywnie dążących do podboju „pogańskich” Słowian.
Zważając na historyczne losy tego regionu Europy wydaje się, że nawet najzagorzalsi przeciwnicy państwowego „świętowania” religijnych wydarzeń muszą przyznać, iż chrzest Mieszka uratował nie tylko ówczesną — polańską — teraźniejszość, ale w konsekwencji także przyszłość rodzącego się państwa Piastów oraz dzisiejszej Polski. Parafrazując „klasyka”: «Kto w naszych czasach jeszcze mówi o eksterminacji Słowian Połabskich?».**
500 lat temu w Krakowie książę w Prusach Albrecht Hohenzollern złożył hołd lenny władcy Królestwa Polskiego Zygmuntowi I Staremu. Zgodnie z zawartym 8 kwietnia traktatem ziemie Prus Zakonnych stały się lennem Królestwa Polskiego i jego władców. Prawomocność dokumentu poświadczyli swoimi pieczęciami margrabia brandenburski Jerzy Hohenzollern-Ansbach oraz książę Fryderyk II Legnicki. Dwa dni później przed ratuszem miejskim odbyło się uroczyste przyjęcie hołdu.
Przed królewski majestat stawił się książę Albrecht Hohenzollern, który na znak przekazania mu ziem Prus we władanie lenne otrzymał z rąk Zygmunta Starego proporzec z wizerunkiem orła Prus Książęcych, noszącego królewską cyfrę «S» na piersiach. Książę ukląkł na stopniach królewskiego tronu i zrzuciwszy płaszcz zakonny, położył rękę na Ewangeliarzu trzymanym na kolanach króla Zygmunta I Starego przez arcybiskupa gnieźnieńskiego oraz biskupa krakowskiego, składając uroczystą przysięgę:
Ja, Albrecht, Książę Prus, Margrabia Brandenburgii przyrzekam i przysięgam Bogu Wszechmogącemu, że odtąd będę na zawsze wierny, uległy, podporządkowany i posłuszny, wraz ze wszystkimi moimi poddanymi, duchownymi i świeckimi, Jego Najjaśniejszej Wysokości, najpotężniejszemu i najwspanialszemu księciu i panu Zygmuntowi, królowi Polski, i jego potomkom, jak i całej Koronie Polskiej, tak jak przystoi i należy czcigodnemu i dostojnemu księciu, według sposobu i w sprawach, jakie zostały ustanowione. Niech mi Bóg i święta Ewangelia dopomoże.*
Po złożonej przysiędze król Zygmunt dokonał pasowana księcia Albrechta na rycerza, uderzając go symbolicznie królewskim mieczem oraz zawieszając na jego piersiach złoty łańcuch 400 dukatowy. Współczesną wartość łańcucha darowanego księciu Albertowi przez króla Zygmunta Augusta można wyceniać na ok. 34.560.000 złotych. Szacunkowa kwota stanowiłaby czterokrotną wartość najdroższej polskiej monety — 100 dukatów Zygmunta III Wazy — którą sprzedano w 2018 roku za 2.160.000 dolarów.
Wręczenie proporca lennego — 10 kwietnia 1525 r. — Kronika Prus, Heinrich Reden 1553, Staatsbibliothek zu Berlin
Po uroczystym obiedzie król Zygmunt I Stary obdarował swojego siostrzeńca dodatkowymi drogocennymi podarunkami. Stanowiły je m.in. trzy srebrne czary ze złoceniami, szata ze złotymi wykończeniami, 3 komory (120-180) skór sobolich i 1000 złotych florenów węgierskich. Także margrabia brandenburski Jerzy Hohenzollern-Ansbach oraz książę Fryderyk II Legnicki, którzy pośredniczyli w zawarciu pokoju, otrzymali w prezencie od polskiego władcy po 500 florenów węgierskich, szatę zdobioną złotem oraz 3 komory skór soboli.
Wspaniałomyślność polskiego władcy odmierzają jednak nie bogate prezenty, ale iście po królewsku miłosierne potraktowanie nielojalnego siostrzeńca. Warto pamiętać, że zgodnie z postanowieniami pokoju toruńskiego z roku 1466, Albrecht jako mistrz zakonu, winien był złożyć hołd lenny polskiemu królowi oraz udzielać pomocy zbrojnej. Po wybuchu wojny moskiewsko-polskiej w 1512 roku nie tylko nie wypełnił traktatowego zobowiązania, lecz w 1517 roku zawarł z moskiewskim władcą Wasylem III antypolskie przymierze.
Dodatkowo wystąpił wobec Królestwa Polskiego z roszczeniami terytorialnymi oraz żądaniem odszkodowań za „polską okupację” Prus Królewskich i Warmii, co spowodowało wypowiedzenie wojny w 1519 roku. Termin podpisanego po 3 latach rozejmu rozejmu upływał w 1525 roku. Tylko dzięki osobistej decyzji Zygmunta I Starego pozbawiony pomocy cesarstwa niemieckiego Albrecht Hohenzollern otrzymał szansę honorowego wyjścia. Hołd pozwolił także przetrwać państwu zakonnemu przepoczwarzonemu w protestanckie księstwo.
200 lat później król Prus Fryderyk II Wielki „odwdzięczy się” Rzeczypospolitej niszczeniem polskiej gospodarki przez wprowadzanie do obrotu sfałszowanej polskiej monety. W 1772 roku, wespół z cesarzem Austrii oraz imperatorową Rosji, dokona rozbioru Polski. W 1795 roku kolejny władca Prus Fryderyk Wilhelm II dokona rabunku polskich regaliów koronnych. Jego następca Fryderyk Wilhelm III, dla spłacenia napoleońskich kontrybucji, wyda w roku 1809 rozkaz ich rozbicia i przetopienia na złote monety.
Tym samym Polska, jak żaden inny kraj w Europie, została w barbarzyński sposób pozbawiona swoich historycznych insygniów.
9 kwietnia 2014 roku, na mocy Zarządzenia Nr 5 Ministra Obrony Narodowej, określono sposoby i okoliczności stosowania symboli Rzeczypospolitej Polskiej w jednostkach Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. Zarządzenie ministra stanowiło między innymi, że barw biało-czerwonych można używać w jednostkach w formie kokard narodowych używanych podczas uroczystości.*
Zgodnie z przepisem kokardy narodowe w barwach biało-czerwonych mogą być używane w Siłach Zbrojnych RP w szczególności z okazji Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, Święta Narodowego Trzeciego Maja, Święta Wojska Polskiego i Narodowego Święta Niepodległości. Kokarda Narodowa składać się ma z dwóch okręgów o średnicy 40 do 60 mm — białego centralnego oraz okalającego go czerwonego — przy czym promień okręgu białego powinien stanowić ½ promienia kokardy. Kokardy mają być wpinane z lewej strony w klapę munduru lub ubioru cywilnego.
Wręczenie awansów generalskich w Siłach Zbrojnych RP — 3 maja 2023 r., fot. Maciej Nędzyński / CO MON
Zarządzenie ministra to akt prawny o charakterze wewnętrznym, który obowiązuje tylko jednostki organizacyjnie podległe organowi wydającemu te akty. Zgodnie z Konstytucją RP zarządzenia nie stanowią podstawy decyzji wobec obywateli, osób prawnych oraz innych podmiotów. W obecnym stanie prawnym Kokarda Narodowa nie posiada zatem statusu ustawowego symbolu narodowego RP, gdyż nie ma umocowania w postaci powszechnie obowiązującego aktu prawnego wyższego rzędu. Jest jedynie „formą barw narodowych” stosowaną poza Siłami Zbrojnymi jako tradycyjny „ozdobnik”.
Szansą unormowania tradycji noszenia biało-czerwonej kokardy był projekt ustawy o symbolach państwowych, przygotowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2019. Z mojej inicjatywy do ustawy wprowadzono wówczas dodatkowy załącznik graficzny z roboczym wizerunkiem Kokardy Narodowej. Do ustalenia pozostała definicja i forma przedstawienia symbolu. Choć przygotowany w roku 2022 akt prawny zawierał już opracowany wzór Kokardy Narodowej to nie przewidywał ustanowienia jej odrębnym symbolem narodowym, lecz definiował ją wyłącznie jako barwy Rzeczypospolitej Polskiej upięte w koło z bielą w środku.
Polska Kokarda Narodowa — Załącznik do projektu Ustawy o symbolach państwowych RP © 2022 Aleksander Bąk
Ponieważ w moim przekonaniu Kokarda Narodowa posiada historyczną rangę polskiego symbolu tożsamościowego pozwoliłem sobie w 190. rocznicę jej ustanowienia wnieść do Sejmu RP petycję w sprawie włączenia Kokardy narodowej do katalogu symboli narodowych i państwowych. Polska Kokarda Narodowa jest bowiem polskim symbolem narodowym — kolejnym po herbie państwowym — o randze równej polskiej fladze. Moją intencją było zatem przywrócenie należnej jej pozycji wśród symboli narodowych, wynikającej z nie tylko z tradycji historycznej, ale także prawnej — jaką stanowi Uchwała z 7 lutego 1831 roku.
1. Demoralizacja
2. DESTABILIZACJA
3. Kryzys
4. „Normalizacja”*
Jan Paweł II — IV pielgrzymka do Ojczyzny, 3 czerwca 1991 r.
«[…] Nie można tutaj mówić o wolności człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania do wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać społeczeństwo, naród, wszystkie dziedziny jego życia. Ale nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia. Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III Rzeczypospolitej! […]
I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!»
2 kwietnia 1997 roku Zgromadzenie Narodowe uchwaliło Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej. W treści ustawy zasadniczej znalazły się także zapisy definiujące polskie symbole państwowe. Zgodnie z brzmieniem artykułu 28. są nimi godło, barwy oraz hymn. Od wielu lat niektórzy eksperci, stając na pozycjach wąsko rozumianej definicji heraldycznej — „godło to sam orzeł bez tarczy, a orzeł na tarczy to herb” — utrwalają w społeczeństwie przekonanie, iż zamieszczone w Konstytucji RP pojęcie jest błędne.
Ich zdaniem treść zapisu zamieszczonego w ustępie 1. artykułu 28. w brzmieniu: «Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu» powinna zostać zmieniona. Stanowisko prezentowane przez heraldycznych „purystów” uzasadnianie jest najczęściej zarzutem zamiany pojęcia «herb» na «godło» zapisami stalinowskiej konstytucji z 1952 roku, dokonanej przez komunistów z pobudek ideologicznych.
Pozwalam sobie zatem ponownie wspomnieć, iż twierdzenie takie z jednej strony wynika z użycia niewłaściwych narzędzi do weryfikowania nomenklatury prawnej, a z drugiej obnaża brak elementarnej wiedzy o polskich symbolach państwowych. Należy bowiem wskazać, że pojęcie «godło», w jego szerszym i właściwym dla prawodawstwa rozumieniu, oznacza bowiem najwyższy symbol, znak szczególny — najwartościowsze insygnium narodowe — i stanowi właściwą nazwę naczelnego znaku państwa.
Godło państwowe RP i Chorągiew Rzeczypospolitej 1927-1939 (55) — Załączniki graficzne do Obwieszczenia Prezesa RM 1938 (Dz.U. 1939 nr 2 poz. 8)
Zgodnie z historyczną tradycją i nomenklaturą prawną II RP do kategorii «godeł» należały zarówno herb państwowy, jak i Chorągiew Rzeczypospolitej, przysługująca pierwotnie Naczelnikowi Państwa, a następnie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej. Dobrym porównaniem może być Konstytucja Republiki Francuskiej, której art. 2 stwierdza, iż godłem narodowym — jedynym zresztą — jest sztandar trójkolorowy: niebiesko- biało- czerwony: L'emblème national est le drapeau tricolore, bleu, blanc, rouge.
W moim przekonaniu właściwe byłoby wprowadzenie do konstytucyjnych i ustawowych zapisów nazw własnych polskich symboli państwowych. Warto przypomnieć, że sytuacja taka ma już miejsce w przypadku polskiego hymnu. Jego nazwę własną stosują zarówno Konstytucja RP, jak i Ustawa z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie RP:
Hymnem Rzeczypospolitej Polskiej jest «Mazurek Dąbrowskiego».
Zamiast usuwania z aktów prawnych pojęcia «godło» należałoby konsekwentnie zastosować heraldyczną nazwą własną, przynależną historycznemu herbowi Królestwa Polskiego — Aǫᴜɪʟᴀ ᴀʟʙᴀ. Prawny opis znaku naczelnego państwa polskiego mógłby zatem brzmieć następująco:
Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest «Orzeł Biały».
POST SCRITPUM:
Warto przy tej okazji przypomnieć, że 26 czerwca przypadnie 730. rocznica koronacji Przemysła II. Z objęciem tronu przez wielkopolskiego Piasta na pieczęć majestatową władcy po raz pierwszy wprowadzony został heraldyczny znak Królestwa Polskiego — herb ORZEŁ BIAŁY — czyli wizerunek orła zwieńczonego królewską koroną otwartą umieszczony w polu tarczy herbowej.
Pieczęć majestatowa Przemysła II 1295 — © AD Pelplin / Aleksander Bąk
20 marca 2025 roku Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej udzielił świadectwa ochronnego dla znaku towarowego BĄK HERALDYZER-WEKSYLOGRAF. Wygląda zatem na to, że przez najbliższe 10 lat będę „bezkonkurencyjny” na rynku projektowania herbów samorządowych jako jedyny w Polsce heraldyzer. A potem to już na pewno pójdę na zasłużoną emeryturę. No, chyba że jaśnie oświecona Ojropa podwyższy mężczyznom wiek emerytalny do 70-tki i zmusi mnie do uiszczenia kolejnej opłaty za przedłużenie rejestracji znaku.
Do tego czasu jednak w ramach swoich kompetencji oferować będę jednostkom samorządu terytorialnego profesjonalne opracowania heraldyczno-weksylograficzne, a także wsparcie eksperckie w procedurach ustanawiania symboli. Jestem jednym z nielicznych twórców grafiki użytkowej w Polsce, łączących wiedzę heraldyczną z autorską praktyką projektową. Opracowania wzorów symboli samorządowych wykonywane są zgodnie z zasadami heraldyki i weksylologii oraz sztuką współczesnego projektowania graficznego.
Projektuję nie tylko nowe wzory herbów, flag, pieczęci, insygniów władzy, sztandarów czy też odznaczeń honorowych, ale dokonuję także restylizacji heraldyczno-graficznej symboli samorządowych negatywnie zaopiniowanych przez Komisję Heraldyczną, celem podniesienia ich wzorów na wyższy poziom sztuki heraldycznej oraz plastycznej. W uzasadnionych przypadkach sporządzam także ekspertyzy w zakresie oceny wzorów herbów, uchwalonych aktami prawa miejscowego, na okoliczność naruszeń praw autorskich.
Heraldyzacja graficzna źródła sfragistycznego — herb gminy Budzyń © 2021 Aleksander Bąk
A teraz krótkie wyjaśnienie unikatowej i zastrzeżonej nazwy HERALDYZER, wykreowanej przeze mnie dla wykonywanej osobiście profesji. Projektowanie herbu, rozumianego jako znak wizualny i stanowiącego utwór plastyczny, przynależy do obszaru grafiki użytkowej. Co prawda dość powszechnie wykonawców herbów nazywa się „heraldykami”, jednak uważam to za pewne nadużycie. Heraldyka jest bowiem z definicji nauką pomocniczą historii, zajmującą się badaniem rozwoju i znaczenia herbów oraz zasadami ich kształtowania się.
Niestety w języku polskim nie funkcjonuje znaczące rozróżnienie między heraldyką rozumianą jako wiedza o herbach (niem. Wappenkunde), a sztuką projektowania herbów (niem. Wappenkunst). Heraldyka w zakresie teoretycznym dotyczy znajomości blazonowania (opisu herbów), przyporządkowywania herbów ich właścicielom oraz badania historii ich kształtowania się. W tym kontekście zawodowy tytuł heraldyka przysługiwać winien jedynie absolwentom studiów historycznych — od stopnia magistra wzwyż.
Heraldyka w zakresie praktycznym przynależy do rzemiosła artystycznego, którego szczególnym obszarem jest grafika użytkowa. Przetwarzanie ideowych założeń heraldycznych lub też źródła ich obrazowania do postaci godła herbowego z zastosowaniem technik graficznych jest — moim zdaniem — procesem wizualnej heraldyzacji. W wyniku twórczego procesu grafizacji heraldycznej, realizowanego w oparciu o znajomość heraldyki i jej zasad, możliwa jest kreacja godła heraldycznego, które odznacza się autorską stylizacją.
Stąd też jako twórca wzorów herbów samorządowych uznałem za słuszne zdefiniowanie wykonywanej przez siebie profesji unikalnym określeniem HERALDYZER. Ponieważ projektuję także graficzne wzory flag i sztandarów — czyli weksyliów (łac. vexillum) — stąd drugim tytułem zawodowym jest miano WEKSYLOGRAF. Oznacza ono projektanta weksyliów, w odróżnieniu od weksylologa, który jest specjalistą z zakresu weksylologii, należącej do dziedziny dyscypliny pomocniczej historii.
POST SCRITPUM:
Google nie kłamie: Heraldyzer jest tylko jeden! :)
Co prawda dwa tygodnie temu anonsowałem w telewizji WTK, iż plenerowa wystawa Poznaj herb Poznania zostanie ponownie udostępniona w pierwszej połowie czerwca, to okazało się, że jej ekspozycja została przyspieszona. Od dziś zatem na Wolnym Dziedzińcu Urzędu Miasta można zapoznawać się z treściami dotyczącymi współczesnego herbu Poznania oraz średniowiecznych źródeł jego symboliki. Liczę na to, że wczesnowiosenna aura będzie sprzyjać ich percepcji.
Ustanowiony w roku 1996 współczesny wzór herbu Poznania — autorstwa artysty-plastyka Jerzego Bąka — nie został na szczęście „odarty” z symboliki wywiedzionej z obrazowania obecnego na zachowanym do dziś XIV-wiecznym tłoku najstarszej znanej pieczęci miejskiej. W odróżnieniu bowiem od herbów innych miast polskich nie odcisnęła na nim swego piętna tzw. heraldyzacja, która wedle współczesnych historyków dowodzić ma wykształcenia się pełnoprawnego herbu miejskiego poprzez zamknięcie symbolu w tarczy herbowej.
Tłok pieczęci miejskiej Poznania XIV w. — fot. Jerzy Bąk | Herb Poznania — Jerzy Bąk
Historyczne obrazowanie nie zostało zmacerowane procesem noszącym raczej znamiona — oczywiście w moim osobistym przekonaniu — barbarzyńskiego „uherbienia”, na podobieństwo barokizacji romańskich lub gotyckich kościołów. Herbu Poznania nie ogołocono z symboliki patronalnej i nie sprowadzono wyłącznie do obrazowania murów — jako „manifestacji autonomii samorządu miejskiego” — ani też nie zubożono jego wizerunku uproszczeniem do postaci samych kluczy, mających wyrażać „sprawowanie władzy nad miastem”.
Należy więc cieszyć się, iż włodarze miasta, nieświadomi wykoncypowanych współcześnie reguł heraldyki, przez 450 lat nie dokonali „kastracji” przedstawienia napieczętnego, będącego jednym z najbogatszych treściowo obrazowań heraldycznych. W herbie Stołecznego Miasta Poznania widnieje zatem do dziś zachowany znak Królestwa Polskiego — koronowany orzeł w czerwonym polu tarczy — otoczony przez postaci Apostołów — św. Pawła oraz św. Piotra — stojących na wieży bramnej, w której przejeździe widnieją skrzyżowane klucze Sanctæ Sedis.
Wystawa będzie eksponowana od 26 marca do 13 kwietnia na Wolnym Dziedzińcu Urzędu Miasta Poznania przy placu Kolegiackim 17.
Zapraszam.
Wstań, przyjaciółko moja,
piękna moja, przyjdź!
Przecież minęła już zima,
deszcze ustały i przeszły.
Pokazują się kwiaty na ziemi,
nadeszła pora przycinania winnic
i głos turkawki rozbrzmiewa
w naszych stronach.*
«Słowo się rzekło, herb u płota» — tak by można sparafrazować znane przysłowie staropolskie. W ramach obiecanych przeze mnie w zeszłym roku działań na rzecz niesienia wiedzy o herbie „pod strzechy” tym razem miałem okazję zawitać w poznańskich domach w towarzystwie poznańskich historyków: prof. Pawła Stróżyka oraz Piotra Dyżlą, doktoranta UAM.
Na pytanie „Co jest symbolem Poznania?” odpowiadaliśmy w programie Otwarta Antena poznańskiej telewizji WTK prowadzonym przez Kubę Wielińskiego.
«Ty bowiem ukształtowałeś moje wnętrze,
utkałeś mnie w łonie matki.
Wysławiam Cię za to,
że mnie cudownie stworzyłeś.
Twoje dzieła są godne podziwu
— moja dusza wie o tym bardzo dobrze.
Moje kości nie były Ci obce,
gdy byłem tworzony w ukryciu,
tkany w głębi ziemi.»*
Tytułem zapowiedzianego publikowania w cyklu «Poznaj herb Poznania» autorskich treści o jego historii oraz symbolice, tym razem pozwolę sobie poruszyć temat związany z innymi „tradycyjnymi” symbolami miasta. Okazja wydaje się być wyśmienita, gdyż zbliża się dzień zakończenia karnawału zwany w poznańskiem „Podkoziołkiem”. A skoro tak to w tym wesołym klimacie będzie o… — oczywiście o poznańskich koziołkach.
Podczas niedawnej rozmowy, która miała miejsce 26 lutego na spotkaniu w Bibliotece Raczyńskich, prowadzonej w gronie poznańskich historyków z moim udziałem, poruszona została także kwestia znaków „promocyjnych”, użytkowanych przez poznański magistrat równolegle z ustanowionym w roku 1996 współczesnym wzorem herbu miasta. Przy tej okazji pokazałem krótki przegląd znaków, które przynależą do specyficznego obszaru związanego z marketingiem miejsc lub marketingiem terytorialnym (place marketing, place branding).
Ich powstanie jest wynikiem strategii wizerunkowej (bardziej lub mniej przemyślanej), związanej z budowaniem marki miasta w procesie brandingu. Niestety bywa tak, że w sytuacji, gdy główny symbol miasta — czyli jego herb — chowany jest do szuflady, znaki te urastają do rangi miejskich symboli tożsamościowych. Tak było również w Poznaniu, które „brandowano” pod różnymi hasłami: «Poznań gra Fair» 2000 / «Poznań. Miasto warte Poznania» 2001 / «Poznań. Tu warto żyć» 2006 / «Poznań. Miasto know-how» 2009, a w końcu «Poznań. Jesteś u siebie» 2024.
Proces usuwania herbu Poznania z przestrzeni miejskiej został co prawda lekko zahamowany w styczniu 2012 roku, kiedy to mieszkańcy Poznania gwałtownie oprotestowali jego ściąganie z tramwajów. Sprawa stosowania herbu i podjęcia prac nad jego standaryzacją stanęła wówczas na posiedzeniu Komisji Kultury i Nauki. Jednak przez kolejne lata wdrażania strategii wizerunkowej Poznań. Miasto know-how z żelazną konsekwencją „ogwiazdkowano” tzw. mrożonką wszystko, co się dało — nawet miejskim radnym zafundowano wizytówki z nowym logo.
Herb Poznania. Znaki i symbole miasta Poznania — Biblioteka Raczyńskich 26.02.2025 | Herb Poznania a znaki promocyjne miasta 2000-2024 — Aleksander Bąk
Choć osobiście uznaję za słuszne działania marketingowe, wprowadzające w komunikacji wizualnej związanej z promocją miasta znaki odrębne od jego herbu, to nie ukrywam, że określanie ich symbolami tożsamościowymi budzi już mój zdecydowany sprzeciw. Niezmiennie będę zatem „na nie” w stosunku do wizerunkowych erzacy, roszczących sobie pretensje do zastąpienia herbu miasta w tym wymiarze. W moim przekonaniu dowodzi to bowiem naruszania „ontologicznej” rozdzielności znaków identyfikujących jednostki samorządowe.
Moim zdaniem herb jest bowiem urzędowym znakiem tożsamościowym miasta jako wspólnoty samorządowej mieszkańców, a jego stosowanie winno odbywać się zarówno w obszarze związanym z szeroko rozumianą działalnością administracyjną, jak i informacyjną. Natomiast znak promocyjny dotyczy ściśle określonego obszaru, wskazanego w ramach strategii budowy marki. Co więcej, przewidzianego do stosowania w określonych ramach czasowych — czyli aż do osiągnięcia założonych celów. Ale nie o tym miał być dzisiejszy wpis.
Zeszłotygodniową rozmowę o herbie grona historyków i grafika anonsował plakat przygotowany przez organizatora spotkania — koziołek w przysiadzie towarzyszący postaci św. Piotra. I trzeba przyznać, że jest coś na rzeczy, bo wedle przeprowadzonych w swoim czasie badań, na pytanie, z czym się kojarzy się Poznań, najwyższy odsetek miała odpowiedź respondentów: z koziołkami! Tak, tak — pyry, ratusz, targi i… porzundek to już przeszłość. Choć pewną szansę mają rogale marcińskie to koziołki z poznańskiego ratusza pozostają bezkonkurencyjne.
Herb Poznania. Znaki i symbole miasta Poznania — Biblioteka Raczyńskich 2025 | Dyskusja o koziołkach — foto: Joachim Bąk
Skąd zatem wziął się ów fenomen poznańskich koziołków? Bez wątpienia koziołki wrosły na stałe w lokalny folklor. Kolejne pokolenia młodych poznaniaków czerpią o nich wiedzę już w przedszkolach. Jej źródłem jest „miejska legenda”, w której dwa młode koźlaki przeznaczone na ucztę uciekły kuchcikowi spod noża i znalazły schronienie na wieży poznańskiego ratusza. Jak w każdej legendzie także i w tej tkwi ziarno prawdy. Wzmianka o ratuszowych koziołkach pojawia się bowiem w historycznych dokumentach miasta.
Po pożarze jaki dotknął Poznań w roku 1536 — w tym także gotycki ratusz — renesansową przebudowę powierzono włoskiemu architektowi Janowi Baptyście Quadro w roku 1550. Wtedy też zlecono Bartelowi Wolffowi — zegarmistrzowi z Gubina — wykonanie zegara wieżowego. Magistrat zażyczył sobie zegar o trzech tarczach 24 godzinnych i czwartą wskazującą 12 godzin oraz tarczą ukazującą miesiące. Wskazówki zegarowe miały mieć zakończenie w kształcie dłoni, a cyfrom zegarowym miano nadać częściowo formę „kościelną” (cyfry rzymskie) oraz „niemiecką” (gotycka stylizacja cyfr arabskich).
Jednak najważniejsze dla poznańskiej tradycji jest to, iż wraz z zegarem zamówiono u gubińskiego zegarmistrza także… urządzenie błazeńskie. Stanowić je miały ruchome figurki dwóch koziołków, które trykały się rogami przed wybiciem pełnych godzin. Zegarowy mechanizm umieszczono na ratuszu we wrześniu 1551 roku. Po jakimś czasie uległ najprawdopodobniej zniszczeniu — jeśli nie wcześniej to na pewno podczas uderzenia piorunem w roku 1675 — i w końcu zapomnieniu. Jeszcze w 1887 roku wieżyczka zegarowa jest pusta, a zamiast uchylnych drzwiczek widnieje okienko.
Ratusz w Poznaniu 1887 | Ratusz w Poznaniu 1913-1939 — foto © Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu / CYRYL
Dopiero pod koniec XIX wieku dr Rodgero Prümers — dyrektor Królewsko-Pruskiego Archiwum Państwowego (Königlich-Preussisches Staatsarchiv in Posen) i przewodniczący Towarzystwa Historycznego Prowincji Poznańskiej (Historische Gesellschaft für die Provinz Posen) — dotarł do archiwalnych dokumentów związanych z przebudową ratusza w XVI wieku. Jednym z nich był kontrakt na wykonanie mechanizmu z „urządzeniem błazeńskim”.
Koziołki „wskrzeszone” zostały podczas renowacji ratusza w roku 1913 i — mimo perypetii związanych z częstymi awariami mechanizmu — dotrwały do lutego 1945 roku. Po odbudowie ratusza pojawiły się ponownie w 1954 roku. W roku 2002 wybrano dla nich imiona — Pyrek (od pyry) i Tyrek (od tyrania, czyli ciężkiej pracy). Do dziś stanowią główną atrakcję turystyczną Poznania, gdy w samo południe pojawiają się na gzymsie nad zegarem widniejącym na fasadzie ratusza.
Literatura przedmiotu, poza wskazaniem istnienia dokumentacji związanej z zamówieniem zegara dla poznańskiego ratusza — stanowiącej „twarde” źródło historyczne związków koziołków z historią miasta Poznania — nie zawiera jednak żadnych informacji o przyczynach, dla których poznański magistrat postanowił o połączeniu zegara ratuszowego z figurkami koziołków. W powszechnym przekonaniu to legenda miejska o niedoszłych ofiarach kuchcika stanowi jedyną genezę lokalnej tradycji. A jednak może być inaczej.
Panorama Poznania — Civitates orbis terrarum 1612 — Library of Congress
Jak wiadomo historia lokacji miasta Poznania na lewym brzegu Warty związana jest z pozyskaniem przez księcia Przemysła I terenów należących do majątku biskupa poznańskiego Bogufała II. W zamian za osadę Święty Wojciech — dziś teren zwany Wzgórzem św. Wojciecha — biskup odstąpił ówczesną osadę Święty Gotard (okolice ulicy Dominikańskiej). Także obrazowanie umieszczone na tłoku najstarszej zachowanej pieczęci wielkiej miasta Poznania wydaje się potwierdzać związki nowo powstałego miasta z kościołem poznańskim.
Wedle powszechnego przekonania na związek ten wskazuje obecność na pieczęci postaci dwóch apostołów — św. Piotra oraz św. Pawła. Źródłem ma być ich patronat nad miastem oraz katedrą — pierwszym kościołem biskupstwa misyjnego, powstałym na ziemiach państwa wczesnopiastowskiego w roku 988. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem pierwszemu biskupstwu w danym kraju przysługiwało prawo do posiadania świątyni pod tym samym wezwaniem, co rzymskiej bazylice — czyli św. Piotra Apostoła.
W tym kontekście wprost „odkatedralny” patronat św. Pawła nie jest już tak oczywisty, gdyż od powstania diecezji do roku 1821 jej tytularnym patronem był jedynie św. Piotr. Pierwotny „oficjalny” patronat św. Piotra nad katedrą poznańską potwierdzają pieczęcie jej kapituły, przywieszone do dokumentów z XIII oraz XIV wieku. Starsza pieczęć przedstawiać miała: „wyobrażenie św. Piotra w stojącej postawie z kluczem w ręku”, natomiast późniejsza „pod gotyckiem podniebiem o trzech wieżyczkach, wspartem na dwóch słupach, postać św. Piotra z kluczem”.
Pieczęcie poznańskiej kapituły katedralnej 1234 i 1358 — KDW © PAN BK | Pieczęć 1425 — Der Deutsche Herold 1879 © MDZ
O ile odcisk starszej pieczęci poznańskiej kapituły katedralnej pochodzący z XIII wieku zachował się jedynie w uproszczonym odrysie z XIX wieku to już odciski pieczęci powstałej w okresie współczesnym sprawieniu tłoka najstarszej znanej pieczęci miejskiej Poznania są dostępne w zbiorach Archiwum Państwowego w Poznaniu oraz Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie. Na obu odciskach widać wyraźnie zarysowany wizerunek św. Piotra Apostoła, który w prawej ręce trzyma klucz wsparty na ramieniu, a w lewej dłoni księgę Ewangelii.
To co odróżnia pieczęć młodszą od starszej to wzbogacenie obrazowania napieczętnego o element architektoniczny. Postać św. Piotra umieszczona została wewnątrz arkady wspartej na dwóch kolumnach i zwieńczonej trzema wieżyczkami z otworami okiennymi. Arkadę flankują przedstawienia blankowanych murów z zarysowanym wątkiem kamiennym, na których również osadzono mniejsze wieżyczki. Obrazowanie na wskroś symboliczne zdaje się przedstawiać bramę Niebiańskiej Jerozolimy, do której wejścia strzeże św. Piotr.
Wyobrażenie apostoła na pieczęci umieszczono na postumencie przypominającym kamień. Źródłem takiej symboliki może być znana z Ewangelii scena zmiany imienia apostoła Szymona z hebrajskiego na aramejskie Kefas — od כֵּיפָא (kēp̄ā) czyli skała lub głaz — greckie Πέτρος zlatynizowane na Petrus:
I ja ci mówię: Ty jesteś Piotr i na tej Skale zbuduję Mój Kościół, a potęga śmierci go nie zwycięży. Tobie dam klucze Królestwa Niebios i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16, 18-19)
Pieczęć kapituły poznańskiej 1425 — APP | Pieczęć kapituły poznańskiej 1505 — AGAD
Tym jednak, co przy okazji zeszłorocznych prac nad wystawą o herbie Poznania i źródłach jego symboliki, szczególnie przykuło moją uwagę, są ozdobne zwieńczenia obu kolumn podtrzymujących arkadę typie gotyckim. Kapitel każdej z nich zwieńczony jest bowiem specyficznym zoomorficznym zdobieniem. Są nimi zwrócone na zewnątrz głowy zwierzęce o rozchylonych paszczach oraz zwieńczone… rogami. Głowa po prawej stronie św. Piotra wydaje się mieć rogi dłuższe, natomiast głowa po jego lewej stronie ma rogi krótsze i jest owełniona ponad linią oczu.
Nie ukrywam, że nie znalazłem w literaturze przedmiotu opisu pieczęci kapituły katedralnej poznańskiej, który zawierałby szczegółową informację o widniejących na niej animalistycznych zdobieniach. Nawet Franciszek Piekosiński, który nie dostrzegł był korony królewskiej na głowie orła na pieczęci wielkiej miasta Poznania, zamieszczając w tej samej publikacji wizerunek odlewu pieczęci kapitulnej, nie zauważył elementów dekoracyjnych znacznie wyraźniej uwidocznionych.
Źródłem przestawienia „rogatych łbów” na pieczęci kościelnej może być zarówno przekaz starotestamentalny, jak i ewangeliczny. W tradycji żydowskiej dwa kozły były ofiarą przebłagalną za grzechy ludu, składaną w Świątyni Jerozolimskiej podczas Święta Pojednania. Jednego kozła zabijano, a drugiego — po przeniesieniu nań wszystkie grzechów Izraela — wypędzano na pustynię. Adekwatnym źródłem może być także przypowieść o owcach i kozłach z Ewangelii wg św. Mateusza. Zapowiada ona Sąd Ostateczny, na którym dobrzy ludzie zostaną oddzieleni od złych (Mt 25, 31-46).
Pieczęć kapituły poznańskiej 1425 — APP
Gdy podczas rozmowy o symbolach miasta Poznania, w której uczestniczyli poznańscy historycy, pozwoliłem sobie „dołożyć do pieca” wskazując, iż ślad ratuszowych koziołków może wieść nawet do średniowiecznej pieczęci kapituły poznańskiej, nastąpiła konsternacja. Przyznam, że wcale mnie to nie dziwi, nie takie rzeczy bywały bowiem niedostrzegane. Dowodem na to może być choćby kwestia negowania obecności królewskiej korony na głowie orła na typariuszu pieczęci wielkiej miasta Poznania, odkrytej dopiero przez mojego Tatę w roku 1992.
Nie ukrywam, że po bądź co bądź publicznym ujawnieniu najwyraźniej nieznanego faktu czekam teraz na pierwszy komentarz środowiska historycznego — nie tylko poznańskiego. Bez względu jednak na możliwe interpretacje zoomorficznych przedstawień widocznych na pieczęci kapituły poznańskiej — każdy zwierz tylko nie koziołki — zarówno kwestia ich fizycznej obecności na odciskach pieczęci, jak i pierwszeństwa w ich powiązaniu z poznańskimi koziołkami, jest bezsporna.
A teraz życzę wszystkim radosnego świętowania nadchodzącego w podskokach „Podkoziołka”.
26 lutego miało miejsce otwarte dla publiczności spotkanie-rozmowa, zorganizowane przez Bibliotekę Raczyńskich w Poznaniu pod tytułem «Herb Poznania. Znaki i symbole miasta Poznania». W rozmowie o miejskim symbolu tożsamościowym wzięli udział poznańscy historycy: prof. Tomasz Jurek (Polska Akademia Nauk), prof. Paweł Stróżyk (Wydział Historii UAM), prof. Piotr Pokora (Biblioteka Raczyńskich) oraz Aleksander Bąk — poznański grafik i projektant herbów — czyli moja skromna osoba.
Wszystkim, którzy znaleźli czas, aby posłuchać rozmowy o herbie jako źródle budowania poczucia wspólnoty i tożsamości, serdecznie dziękuję za przybycie. Zapowiedzianą przeze mnie niespodzianką była możliwość otrzymania autorskiej książki «Poznaj herb Poznania», wydanej w zeszłym roku nakładem Wydawnictwa Miejskiego Posnania. Niekomercyjna publikacja przygotowana została w ramach anonsowanych przeze mnie działań na rzecz niesienia „pod strzechy” wiedzy o współczesnym herbie Stołecznego Miasta Poznania.
Książka opublikowana została w nakładzie 600 egzemplarzy przeznaczonych przede wszystkim dla szkolnych bibliotek. Dzięki uprzejmości Wydziału Oświaty Urzędu Miejskiego w Poznaniu 50 sztuk udostępniono dla uczestników spotkania zorganizowanego przez Bibliotekę Raczyńskich. Mam nadzieję, że jej lektura zachęci do pogłębiania wiedzy nie tylko o głównym znaku tożsamościowym miasta, ale także o źródłach innych przejawów poznańskiego „folkloru” miejskiego.
Tym bardziej, że na spotkaniu ujawniłem intrygującą środowisko naukowe ciekawostkę, związaną z… popularnymi Koziołkami Poznańskimi. Ale o tym już przy innej okazji.
POST SCRITPUM:
PS. Jako że spotkanie miało miejsce w dzień moich imienin wszyscy uczestnicy spotkania otrzymali także „słodkie” — czyli specjalnie przygotowane krówki.
Dwa cytaty:
W polu pieczętnym widoczny jest ceglany mur z trzema wieżami, z których środkowa jest najwyższa. W przejeździe bramy widnieją dwa skrzyżowane klucze, a między nimi mały równoramienny krzyż. Nad środkową wieżą znajduje się ORZEŁ BEZ KORONY, który wskazuje na to, że Poznań był miastem książęcym. […] 1
W polu pieczęci ceglany, blankowany mur forteczny z trzema wieżami, środkowa wieża blankowana, wyższa od flankujących. Nad środkową wieżą, na gotyckiej tarczy ORZEŁ BEZ KORONY. […] 2
Jeden komentarz:
Wydawać by się mogło, że 55 lat, które minęły od szczęśliwego odnalezienia średniowiecznego tłoka najstarszej znanej pieczęci miejskiej Poznania, wystarczyć powinno do przeprowadzenia na tyle dokładnych badań naukowych, aby w przestrzeni publicznej nie powielano „bałamuctwa” sprzed ponad 100 lat o 𝗢𝗥𝗟𝗘 𝗕𝗘𝗭 𝗞𝗢𝗥𝗢𝗡𝗬.
To właśnie 126 lat temu Franciszek Piekosiński — polski historyk-mediewista i badacz heraldyki, profesor UJ oraz członek Akademii Umiejętności — w swojej publikacji popełnił był następujący zapis:
Miasto Poznań […] Pieczęć okrągła, wielka (6,5 cm), wyobraża mur forteczny z otwartą broną i trzema niskiemi basztami, z których środkowa wyższa, dwie boczne niższe. W otwartej bronie dwa klucze w ukośny krzyż złożone. Nad basztą środkową tarcza, w niej ORZEŁ JEDNOGŁOWY BEZ KORONY, na baszcie bocznej prawej postać św. Pawła z mieczem, na bocznej lewej postać św. Piotra z kluczem. Zboków postaci apostołów połuksiężyc z gwiazdą. W otoku napis: + S' IGILLUM • CIUITATIS • POZNANIE […] 3
Z dużą przykrością muszę skonstatować, że krócej trwały zabory niż „bałamuctwo” dotyczące najstarszego znanego wizerunku heraldycznego Stołecznego Miasta Poznania. Narracja o „orle piastowskim” okazała się na tyle silna, że nawet najświeższe opracowania sugerują, iż obecność orła bez korony potwierdza… „analiza zdjęć czy odrysów pieczęci jak również odnaleziony typariusz pieczęci”.
Trudno w tym kontekście nie odnieść wrażenia, że część badaczy źródeł sfragistycznych oraz popularyzatorów historii Poznania opisuje obrazowanie obecne na matrycy średniowiecznego typariusza nie tylko bez wnikliwszej analizy zdjęć i odrysów poznańskiej pieczęci, ale przede wszystkim bez zapoznania się z obiektem przechowywanym w Archiwum Państwowym w Poznaniu.
Do problemu „bałamuctwa” pozwolę sobie powrócić przy okazji zaplanowanej «Rozmowy o herbie oraz innych symbolach miasta Poznania», w której uczestniczyć będą prof. Tomasz Jurek (Polska Akademia Nauk), prof. Paweł Stróżyk (Wydział Historii UAM), prof. Piotr Pokora (Biblioteka Raczyńskich) oraz moja skromna osoba.
Spotkanie w formule otwartej dla publiczności będzie mieć miejsce w Bibliotece Raczyńskich przy pl. Wolności 19 — sala nr 1 na półpiętrze — w środę 26 lutego o godzinie 18:00.
1 lutego 1411 roku miało miejsce podpisanie traktatu pokojowego między Koroną Królestwa Polskiego i Wielkim Księstwem Litewskim, a Zakonem Krzyżackim. Uroczyste zaprzysiężenie ustaleń pokojowych nastąpiło w Toruniu na wiślanej Wyspie Bazarowej. Tym samym zakończona została wojna toczona w latach 1409-1411. Stronę polsko-litewską reprezentowali król Władysław Jagiełło i wielki książę Witold, natomiast Państwo zakonu krzyżackiego wielki mistrz Heinrich von Plauen.
Wedle zawartych postanowień zdobyczne ziemie, miasta i zamki miały powrócić do ich uprzednich właścicieli. Żmudź przekazana została Litwie do czasu śmierci Władysława Jagiełły i Witolda. Ziemia Dobrzyńska wróciła pod władzę Mazowsza, natomiast miasto Toruń i Ziemia Chełmińska pod panowanie Państwa zakonnego. Ustalono także swobodę użytkowania lądowych i wodnych szlaków handlowych przez kupców państw sygnatariuszy traktatu. Dla każdej ze stron przygotowano osobne dokumenty podpisane i opieczętowane przez ich przedstawicieli.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że sygnatariuszami traktatu pokojowego, zwanego w literaturze I pokojem toruńskim, byli nie tylko władcy Polski i Litwy oraz zwierzchnik zakonu. Byli nimi również książęta, dostojnicy kościelni i królewscy oraz ziemscy, a także najznamienitsi rycerze. Nie jest jednak powszechnie wiadome, iż zaszczytu sygnowania zawartych porozumień dostąpiły także niektóre miasta.
Ze strony zakonnej dokument I pokoju toruńskiego opieczętowały miasta Brodnica, Chełmno, Elbląg, Gdańsk, Królewiec oraz Toruń. Natomiast ze strony polsko-litewskiej traktat uwierzytelniły miasta Brześć Kujawski, Inowrocław, Kalisz, Kraków, Poznań oraz Sandomierz. O tym, że akt ten miał zostać opieczętowany pieczęcią sekretną Poznania dowodzić mają jej opisy zamieszczone w treści transumptów wystawianych w kolejnych latach:
„sekretna pieczęć Poznania, odbita w zielonym wosku; w jej polu znajdują się dwa skrzyżowane klucze, nad nimi tarcza z orłem bez korony.” (Szweda 2010)
Stosowanie pieczęci sekretnej Poznania dla sygnowania aktów prawnych o randzie międzynarodowej potwierdza zachowany dokument II pokoju toruńskiego z roku 1466.
Dokument I pokoju toruńskiego wystawiony przez stronę polsko-litewską nie zachował się. Z historycznych przekazów wynika, iż w późniejszych czasach był on przez zakon krzyżacki wielokrotnie transumowany — formalnie potwierdzany przez stronę trzecią — i używany w sprawach spornych z Polską. Posługiwanie się „wtórnikami” zamiast oryginału było przez stronę polską zaskarżane. Kancelaria zakonu krzyżackiego znana była z fałszowania dokumentów.
Ostatecznie na mocy traktatu krakowskiego z 1525 roku wszystkie przywileje i dokumenty, które Krzyżacy otrzymali od cesarzy, papieży, książąt lub władców Polski, miały zostać zwrócone królowi Zygmuntowi I Staremu. Choć akta te przekazane zostały stronie polskiej w roku 1526 w Gdańsku okazuje się, że oryginał dokumentu I pokoju toruńskiego w niewyjaśnionych okolicznościach później zaginął.
Nie będę chyba w błędzie, gdy stwierdzę, że fakt, iż miasto Poznań było sygnatariuszem historycznych dokumentów o randze międzynarodowej nie istnieje raczej w świadomości jego współczesnych mieszkańców. Informacja ta jest co prawda odnotowana w literaturze przedmiotu, ale trudno nie zauważyć, iż wiedza z niszowych opracowań, przeznaczonych dla wąsko specjalizowanych naukowców, nie przebija się do szerszej świadomości społecznej.
Miasto Poznań było także sygnatariuszem dokumentu zawartego w 1418 roku, w którym król Polski Władysław II Jagiełło i wielki książę litewski Witold przedłużyli rozejm zawarty z wielkim mistrzem Michaelem Küchmeisterem. Przy dokumencie tym przywieszono odcisk wielkiej pieczęci miejskiej Poznania. Jej odcisk widnieje także na dokumencie pokoju mełneńskiego z roku 1422 oraz pokoju brzeskiego z roku 1435.
Tytułem oddania sprawiedliwości innym miastom należy wskazać, że sygnatariuszami dokumentów zawieranych między Królestwem Polski a Państwem Zakonu Krzyżackiego były między innymi także Brześć Kujawski, Gniezno, Gostynin, Inowrocław, Kalisz, Kraków, Lublin, Lwów, Łęczyca, Płock, Sandomierz, Sącz, Sieradz, Wschowa, Wilno, a nawet… Warszawa.
O ile ustalenia historyków dotyczące pieczęci Poznania mogą cieszyć — szczególnie mnie jako Poznaniaka — to niestety muszę w tym miejscu z przykrością zauważyć, że informacje zamieszczane we współczesnej literaturze naukowej nie są opatrywane krytycznym komentarzem. Dotyczy to bowiem powielania błędnego opisu wizerunku napieczętnego obecnego nie tylko na pieczęci sekretnej Poznania, ale — co gorsza — także na jego pieczęci wielkiej:
„W polu pieczęci oddzielonym od pola legendy obrzeżeniem ciągłym i perełkowym, ceglany mur forteczny z trzema wieżami, z których środkowa, blankowana jest wyższa. W przejeździe bramy dwa skrzyżowane klucze piórami ku górze i na zewnątrz, między nimi mały równoramienny krzyż. Nad środkową wieżą na goryckiej tarczy orzel heraldyczny bez korony. […]” (Pokora, Hlebionek 2015)
Wydaje się zatem słuszna potrzeba zweryfikowania dotychczasowych opracowań badawczych, aby kolejne artykuły i publikacje zawierały informacje zgodne ze źródłami. Zachowany typariusz pieczęci wielkiej Poznania dowodzi bowiem, że zamieszczono na niej królewski znak polskiego władcy. W tarczy heraldycznej widnieje wizerunek orła zwieńczonego koroną królewską. Podobnie rzecz ma się z odciskami pieczęci sekretnej, czego dowiodły laboratoryjne badania z roku 1993.
Popularyzacji wiedzy osymbolice herbu miasta Poznania i jej średniowiecznych źródłach — w tym o obecności ukoronowanego orła — służyła opracowana przeze mnie wystawa «POZNAJ HERB POZNANIA». To właśnie w niej przypomniałem, że wieloletni „grzech zaniechania” środowiska historyków naprawiony został przez mojego Tatę — artystę-plastyka Jerzego Bąka — podczas prac nad projektem herbu miasta, prowadzonych od roku 1991.
Na podstawie odcisków wykonanych oryginalnym tłokiem pieczętnym z XIV wieku dowiódł, iż na tłoku pieczęci wielkiej Poznania widnieje obrazowanie heraldyczne, zawierające tarczę z wizerunkiem koronowanego orła. Dzięki temu odkryciu możliwa była recepcja królewskiego orła w herbie ustanowionym w roku 1996. Potwierdzono tym samym niezbywalne prawo Poznania do miana miasta stołecznego jako siedziby Przemysła II, władcy odrodzonego Królestwa Polskiego.
POST SCRITPUM:
Kwestię potrzeby wyartykułowania przez naukowe środowisko historyków — w szczególności poznańskich — silniej brzmiącego stanowiska w sprawie obecności koronowanego orła na najstarszych znanych pieczęciach poznańskich, pozwolę sobie podnieść w ramach publicznej „rozmowy o herbie oraz innych symbolach miasta Poznania”.
W zaplanowanej na 26 lutego dyskusji uczestniczyć będą prof. Tomasz Jurek (Polska Akademia Nauk), prof. Paweł Stróżyk (Wydział Historii UAM), prof. Piotr Pokora (Biblioteka Raczyńskich) oraz moja skromna osoba. Spotkanie będzie mieć miejsce w budynku Biblioteki Raczyńskich przy pl. Wolności 19 w sali nr 1 na parterze, o godzinie 18:00 .
Tytułem wspomnień obudzonych przez treści wyłaniające się z odmętów internetu, pozostało mi odnotować 35-lecie zawodowej działalności. A wszystko zaczęło się w… Krakowie w czasach studenckich. Nie było wówczas zbyt wielu możliwości równoległego zarobkowania. Przyznaję, że choć podobała mi się wysokopłatna praca konserwatorów drzew (podglądałem ich na Wawelu) to jednak z uwagi na wykonywanie jej głównie zimą i w alpejskim oprzyrządowaniu, wybrałem pracę też wysokościową, ale nie aż tak „cyrkową” i w cieplejszych warunkach.
Pierwsze pieniądze zarobiłem za mycie szyb w szkolnych salach gimnastycznych. Jednak dość szybko musiałem z tej pracy zrezygnować. Powodem był nie tyle jej psychofizyczny aspekt — mój wspólnik przychodził zwykle już po ustawianiu przeze mnie ciężkiego rusztowania warszawskiego — co krwiożerczy wyzysk „pracodawcy”. Pieniędzy starczało jedynie na połowę porcji pierogów i kubek kwaśnego mleka u Pani Stasi przy ul. Mikołajskiej. Postkomunistyczna studencka spółdzielnia pracy potrącała bowiem 70% wynagrodzenia.
Bodajże w trakcie zimowego semestru 1989/90 „rekrutację” wśród studentów psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego — jako ponoć wybitnie do tego predysponowanych — prowadził przedstawiciel działu reklamy krakowskiego dziennika CZAS Krakowski — Staszek Gąsienica-Szymków, aktor krakowskiego Teatru STU. I ewidentnie było coś na rzeczy. Jako akwizytor reklam miałem „psychologiczną” przewagę nad konkurencją, oferując potencjalnym klientom powierzchnię reklamową wraz z wykonywanym przeze mnie projektem.
Pierwszym sukcesem była reklama dla firmy sprzedającej aparaty słuchowe — grafikę rysowaną piórkiem wykonałem czarnym „Tuszem Chińskim” z NRD, a liternictwo „wycisnąłem” z arkusza Letraset'a. Swoistą „porażką” zawodową natomiast to, iż mimo wielokrotnego nawiedzania Czesława Meusa w jego krakowskiej piekarni nie udało mi się namówić go do restylizacji znaku graficznego pieczywa Makrowit. Pan Czesław zawsze jednak żegnał mnie z uśmiechem i — jako „pewnie głodnemu” studentowi — wciskał ciepłe jeszcze i pachnące ziołami bochenki chleba z życzliwym słowem: Na zdrowie!
Profesjonalną pracę znalazłem pod koniec 1990 roku z… ogłoszenia w gazecie. Krakowska firma szukała grafika ze znajomością języka niemieckiego. Jako absolwent „porzudnego” przedszkola w Poznaniu władałem nim dość dobrze. Na spotkanie kwalifikacyjne przyniosłem rysunek z natury, autoportret w kresce i rzeczoną reklamę aparatów słuchowych. W lutym byłem już na stażu szkoleniowym w Szwajcarii. Zarabiałem 2 razy więcej niż prodziekan mojego Wydziału Filozoficzno-Historycznego UJ, ale nadal jadałem u Pani Stasi. Stać mnie było już na dwudaniowy obiad — zupę i całą porcję pierogów lub sztukę mięsa z ćwikłą z chrzanem.
I tak oto rozpoczęła się moja życiowa przygoda zawodowa, która po dwóch latach skutkowała powrotem „syna marnotrawnego” z Krakowa do Poznania. Rodzinna historia zatoczyła koło. Jako niedoszły filozof-teolog-psycholog stałem się rzemieślnikiem profesji projektowania grafiki użytkowej, od lat wykonywanej z mozołem przez mojego Tatę — artystę-plastyka. A potem było już z górki — i tak zleciało 35 lat. Ale to już zupełnie inna opowieść.
POST SCRITPUM 1:
Pełnoziarniste chleby z pszenicy pieczone w oparciu o opatentowaną w 1988 roku recepturę Czesława Meusa można nadal kupić, a Jadłodajnia u Stasi wciąż działa pod starym adresem przy ul. Mikołajskiej 16.
POST SCRITPUM 2:
Opis doświadczenia zawodowego w pigułce zamieszczam tu: aleksanderbak.pl
Co prawda kalendarzowa zima trwa już od ponad 2 tygodni, ale jaka ona jest każdy widzi — taki klimat. Pociesza fakt, że już za 2 miesiące będzie wiosna. Jednak tytułem dochowania tradycji publikowania artykułów z zimowego cyklu „Przy herbacie o Orle Białym”, pozwolę sobie tym razem wyciągnąć na światło dzienne ciekawostkę związaną z wizerunkiem orła na heraldycznym baldachimie wykonanym w roku 1937.
Dlaczego akurat ten orzeł przyciągnął moją uwagę? Gdy we wrześniu 2018 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zleciło mi wykonanie opracowania cyfrowego wzoru godła państwowego sięgnąłem do źródeł jego wizerunku. Podstawowym dokumentem był oczywiście wizerunek z załącznika do ustawy o zmianie przepisów o godle, barwach i hymnie RP z roku 1990.
Warto jednak wiedzieć, że projekt godła państwowego wykonany w styczniu roku 1990 przez Andrzeja Heidricha stanowił de facto opracowanie stylizacyjne autorskiego projektu godła państwowego, zrealizowanego przez Zygmunta Kamińskiego w roku 1927. Jego wzór zamieszczono w załączniku do Rozporządzenia Prezydenta RP o godłach i barwach państwowych oraz o oznakach, chorągwiach i pieczęciach.
Zygmunt Kamiński — grafik, ilustrator, malarz, a jednocześnie ówczesny wykładowca Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej — wykonał parę projektów orła w autorskiej stylizacji różniące się detalami. Przede wszystkim jednak projektant przewidział w projektach dwa podstawowe rodzaje zastosowania: dla herbu, którego kształt oparty jest o formę prostokąta, oraz dla okrągłej pieczęci państwowej.
W tym celu Zygmunt Kamiński odpowiednio ukształtował sylwetkę orła. Dla potrzeb umieszczenia go w herbie lotki skrzydeł zostały wyciągnięte — zarówno piór górnej części skrzydeł, jak i dolnej — zgodnie z heraldyczną zasadą optymalnego wypełniania pola tarczy herbowej. Natomiast orzeł przewidziany dla pieczęci wpisany został w okrąg, poprzez odpowiednią modyfikację końcówek piór.
Jak się później okazało, wzór zaprojektowany na potrzeby wykonania pieczęci został — po przepracowaniu przez Mennicę Państwową dla pieczęci suchej oraz bicia monet — został wdrożony także jako urzędowy wzór godła państwowego RP. Tym sposobem w herbie II RP widniał orzeł nie tylko w postaci nieheraldycznej, czyli światłocieniowo odtwarzający rzeźbiarski model, ale również niedostosowany do jego tarczy.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w użytkowaniu publicznym obecne były wizerunki godła odmienne od ustalonego aktem prawnym. W szczególności był to wzór opublikowany w roku 1928 przez Wydawnictwo Salonu Malarzy Polskich w Krakowie. Charakterystyczne przedstawienie orła o specyficznie ukształtowanym dziobie i zwartych szponach rozpowszechniano w rożnych formach — od pocztówek do wielkoformatowych kartonów.
W zgromadzonej przeze mnie przez lata dokumentacji widnieją zdjęcia powszechnego stosowania tej grafiki jako godło państwowe w urzędach, salach sądowych, kantynach wojskowych, czy też salach szkolnych. O popularności wzoru świadczy fakt, iż użyto go również dla potrzeb wybicia rewersu okazjonalnej plakiety ku czci Ignacego Paderewskiego, wyemitowanej przez Mennicę w Paryżu w roku 1934.
Interesujący przykład wykorzystania tego właśnie wizerunku orła odnalazłem wśród zdjęć zgromadzonych w zasobie Narodowego Archiwum Cyfrowego. Był to baldachim stanowiący element wystroju Polskiego Pawilonu na Wystawie Międzynarodowej zorganizowanej w Paryżu w 1937 roku. Widniał na nim wizerunek orła znany mi z grafik Wydawnictwa Salonu Malarzy Polskich w Krakowie.
Oficjalny katalog wystawy z 1937 roku opisywał go jako „baldachim skórzany nad wyjściem z rotundy do ogrodu, ozdobiony godłem państwowym oraz herbami polskich rodów królewskich”. Autorem projektu był architekt Tadeusz Głogowski wraz z artystą malarzem Mieczysławem Jurgielewiczem i artystą malarzem Bolesławem Hermanem.
Wedle informacji katalogowych ozdobne tłoczenia na skórze w postaci orła i herbów królewskich wykonał introligator Jan Recmanik, a prace rymarskie związane z realizacją baldachimu firma DERMAPOL z Warszawy. Podpory metalowe w formie kopii husarskich zrealizowała Pracownia Wyrobów Artystycznych w Brązie, Srebrze i Złocie w Warszawie Wiktora Gontarczyka.
Analiza literatury przedmiotu ujawniła, iż po zakończonej wystawie baldachim miał zostać przekazany na Wawel. W styczniu 2019 roku zwróciłem się do Działu Inwentarzy i Katalogów Zamku Królewskiego na Wawelu z prośbą o ustalenie, czy poszukiwany przeze mnie obiekt znajduje się w jego zasobach. Celem ułatwienia kwerendy podałem także źródłową publikację oraz załączyłem posiadane zdjęcia.
Ze strony muzeum otrzymałem wówczas odpowiedź, iż nie posiada żadnych informacji na temat baldachimu oraz że prawdopodobnie nigdy w wawelskich zbiorach go nie było. Wydawało się, że zatem „tematu nie ma”. I oto w grudniu 2024 roku przeczytałem w mediach informację o baldachimie z malowanymi herbami królów polskich w notce dotyczącej projektu prowadzonego przez przez zamkowy zespół badawczy.
Okazało się bowiem, że dwa lata po przesłanym przeze mnie zapytaniu muzealnicy realizowali projekt pn. „Badania proweniencji zbiorów i strat wojennych Zamku Królewskiego na Wawelu – Państwowych Zbiorów Sztuki”. Przeprowadzona kwerenda ujawniła, iż baldachim po wystawie w Paryżu został jednak przekazany na Wawel jako dar Komitetu Rządowego Pawilonu Polskiego na Międzynarodowej Wystawie w Paryżu.
Tym samym w 2024 roku, dzięki pracom archiwistycznym krakowskich naukowców „baldachim skórzany z malowanymi herbami królów polskich z Pawilonu Polskiego na Międzynarodowej Wystawie w Paryżu w 1937 roku” został z kolejnymi obiektami wpisany w bazę strat wojennych prowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod numerem 66505.
W powyższym kontekście mam osobistą satysfakcję, iż przekazana przeze mnie informacja poskutkowała przynajmniej potwierdzeniem przekazania baldachimu do zbiorów krakowskiego muzeum. Czy podczas wojny został ukryty, czy też skradziony — nie wiadomo. Pozostaje liczyć na to, że solidnie wykonany przez warszawskich rymarzy nie podzielił losu dokumentów fundacyjnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
POST SCRITPUM:
Dla jasności ponownie jednak zaznaczę, że przedstawienie orła umieszczone na baldachimie nie było oficjalnym wizerunkiem orła państwowego, zgodnym ze wzorem zamieszczonym w załączniku do Rozporządzenia Prezydenta RP z roku 1927, lecz odwzorowaniem grafiki rozpowszechnianej nakładem Wydawnictwa Salonu Malarzy Polskich w Krakowie.
Skoro dziś 6 stycznia to mamy święto zwane potocznie Trzech Króli. Tak bowiem polska tradycja określa obchodzoną w Kościele Katolickim liturgiczną Uroczystość Objawienia Pańskiego. Święto zwane też Pokłonem Trzech Króli stanowi w tradycji religijnej wspomnienie pierwszego z trzech wydarzeń, które w szczególny sposób miały ujawnić zbawczą misję Jezusa z Nazaretu. Drugim był chrzest w Jordanie udzielony mu przez Jana Chrzciciela, a trzecim cud przemiany wody w wino podczas wesela w Kanie Galilejskiej.
Objawienie — czyli Epifania (od greckiego επιφάνεια) — było jednym z pierwszych świąt przyjętych przez chrześcijańską wspólnotę. Stanowiło wspomnienie wydarzenia opisanego w Ewangelii św. Mateusza jako przybycie do Jerozolimy «Mędrców ze Wschodu» z darami dla „nowo narodzonego króla żydowskiego”. Dowodzić tego może przedstawienie zachowane na fresku w rzymskich katakumbach Pryscylli z III wieku. Fresk z tzw. kaplicy Greckiej można zobaczyć online na Google Maps.
Kim naprawdę byli owi przybysze nie zostało jednoznacznie wyjaśnione. Greckie określenie μαγοι — w tradycyjnych przekładach Ewangelii tłumaczone jako «mag» — oznaczać może przede wszystkim mędrca, uczonego lub też kapłana. Jednak wiadomo, że w starożytnej Persji istniały klany kapłańskie, które rościły sobie prawa do władzy królewskiej. Królewską rangę przybyszów ze Wschodu utrwaliła średniowieczna tradycja. Najważniejszym jej źródłem był kult relikwii Trzech Królów, czczonych w katedrze w Kolonii od XII wieku. Ich domniemane szczątki zostały sprowadzone przez arcybiskupa kolońskiego Rainalda von Dassel w roku 1164 z Mediolanu, podbitego wcześniej przez cesarza Fryderyka Barbarossę.
W złotym relikwiarzu o kształcie romańskiej bazyliki eksponowane są do dziś trzy czaszki. Przeprowadzone w XIX w. badania dowiodły, iż kości uznawane za szczątki Kacpra, Melchiora i Baltazara należały do mężczyzn w wieku 12, 30 i 50 lat. Natomiast wedle badań z XX w. materiały, którymi owinięto kości, pochodzą z Bliskiego Wschodu i datowane zostały na okres II lub III wieku. Religijny kult stał się także źródłem heraldycznej symboliki miasta. W herbie Kolonii widnieją trzy złote korony umieszczone w górnej części pola tarczy — zwanej głowicą — barwy czerwonej. W srebrnym polu tarczy widnieje 11 czarnych łez (lub kropli, płomieni) nawiązujących do kultu św. Urszuli, która wraz z 10 towarzyszkami miała zostać zamordowana w okolicach Kolonii w V wieku.
Już na przełomie XIII i XIV wieku symbol trzech koron pojawił się na pieczęci wrocławskiego biskupa Jana Muskaty. Po objęciu przezeń biskupstwa krakowskiego umieszczony został na pieczęci większej krakowskiej kapituły katedralnej. Stanowić to miało nawiązanie do pochodzenia biskupa krakowskiego Aarona — przybyłego w XI wieku z Kolonii pierwszego opata opactwa w Tyńcu. Herbem «Aaron» posługuje się do dziś Archidiecezja Krakowska. Heraldyczny symbol trzech koron jest też obecny w polskiej heraldyce samorządowej, w szczególności w ośrodkach, których historycznym właścicielem lub fundatorem była kapituła krakowska — m. in. miasto Pabianice oraz Iłża. Natomiast trzy korony widniejące w herbie gminy Żarnowiec takich związków nie mają.
Rok 2025 to w Polsce rok znamienitych jubileuszy historycznych. Pierwszym będzie 1000. rocznica ponowionej koronacji Bolesława Chrobrego oraz koronacji jego syna Mieszka II — mających miejsce w roku 1025. Drugim będzie 730. rocznica objęcia tronu odrodzonego Królestwa Polskiego przez Przemysła II w roku 1295.
Dlaczego są to daty znamienne? W roku 1025 — mimo, że przynajmniej od roku 1000 władztwo Piastów miało już na tyle silną pozycję, że nawet ówcześni niemieckojęzyczni „cesarze rzymscy” musieli się z nim liczyć — polski władca otrzymał „formalnie” należną mu od lat godność. Tym samym „regnum sclavorum gothorum sive polonorum” dołączyło wreszcie do grona królestw średniowiecznej Europy.
Natomiast rok 1295 to nie tylko moment odrodzenia Królestwa Polskiego, po 200 latach utraty tej rangi przez piastowskie państwo, ale także oficjalne ustalenie jego tożsamościowego znaku. Na pieczęci majestatowej Przemysła II. pojawiło się przedstawienie orła koronowanego królewską koroną otwartą (corona aperta), umieszczone w polu tarczy.
Wizerunek orła — uznawany za rodowy znak Piastów — stał się tym samym nie tylko godłem osobistym króla, ale także symbolem jego władztwa — Regnum Poloniae. Co prawda wzór podlegał z biegiem lat zmianom zależnym od estetyki kolejnych epok to stanowi on historyczne źródło heraldycznego wizerunku godła państwowego Rzeczypospolitej Polskiej.
Jaki dokładnie miały wygląd korony, którymi byli wieńczeni pierwsi władcy polskiego państwa tego dziś nie wiemy. Za pierwszą koronę uznać można diadem cesarski Ottona III, włożony jego ręką na głowę Bolesława podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego w roku 1000. Druga korona, którą w roku 1025 dokonano kościelnej koronacji Chrobrego oraz jego syna Mieszka II, mogła mieć kształt korony bizantyńskiej.
Można domniemywać, że jej umowny wizerunek — segmentowego diademu, złożonego z połączonych złotych płytek, być może zwieńczonych liliowatymi kwiatonami — utrwalony został na portrecie Mieszka II, umieszczonym w Kodeksse Matyldy. Niestety po jego detronizacji w roku 1031 insygnia władzy zostały wywiezione przez jego żonę na dwór niemieckiego cesarza Konrada II, gdzie ślad po nich zaginął.
Wyglądu korony wykonanej na koronację Bolesława Szczodrego w roku 1076 również nie znamy. Przechowywana na Wawelu została wywieziona przez Przemysła II i użyta podczas jego koronacji w Gnieźnie w roku 1295. W roku 1300 koronowano nią Wacława II, który wywiózł ją do Czech, gdzie także zaginęła. Polska jest bodaj jedynym z krajów Europy, którego historyczne regalia nie zachowały się.
Niestety podobny los spotkał także korony późniejszych polskich władców. W roku 1795 zostały wykradzione ze Skarbca Koronnego na Wawelu na rozkaz króla Prus Fryderyka Wilhelma II i zniszczone w roku 1809 przez jego następcę — Fryderyka III Hohenzollerna. Polskie insygnia koronacyjne przetopiono w Królewcu dla wybicia monet, natomiast wyjęte z nich kamienie szlachetne spieniężono.
Z historyczno-kulturowego punktu widzenia to oczywiście dla Polski ogromna strata. Jednak w kontekście przypadającego w roku 2025 innego jubileuszu, czyli ogłoszonego w Kościele Katolickim Roku Świętego, warto pamiętać, że silną tożsamość narodową nie tworzą historyczne zabytki — tyleż cenne co martwe — lecz żywy Duch.
Dextera Domini fecit virtutem,
dextera Domini exaltavit me:
non moriar, sed vivam,
et narrabo opera Domini.*